"Już nie mam siły płakać" – Jerzy Trzciński z Gdyni ociera łzy z twarzy. Stracił nie tylko Prezydenta i Panią Prezydentową. On stracił Leszka i Marylkę, przyjaciół, których znał od 30 lat. W jego domu zostawili wspomnienia. I fotel, który zawsze czekał na Leszka...

Reklama

Lech Kaczyński był częstym gościem w domu Marii i Jerzego Trzcińskich przy ul. Bema w Gdyni. Także teraz, gdy sprawował urząd prezydenta. Starał się przemykać cichutko schodami na trzecie piętro kamienicy, tak by nie robić wokół siebie za dużo szumu.

"Oni tacy właśnie z Marylką byli. Skromni, zwyczajni. I kiedyś, gdy mieszkali w jednym pokoju z kuchnią w centrum Sopotu i teraz, kiedy przyjeżdżał do nas z pałacu prezydenckiego" – mówi pan Jerzy. "Spotykaliśmy się tak często, jak tylko mogliśmy. Bywali u nas na imieninach, my też czasami ich odwiedzaliśmy, choć byli bardzo zapracowanymi ludźmi".

Pan Jerzy dzieli się z "Faktem" wspomnieniami o prezydenckiej parze. Jest ich bardzo wiele. Większość, nawet w tak smutnych dniach, przywołują na twarz uśmiech... Opowiada, o tym, że Leszek był strasznie zapominalski.

Kiedyś, w latach 80. pan Jerzy podarował mu siatę pełną mięsa, którą „skombinował” jako handlowiec. Leszek zgubił ją w... windzie. Tam zostawił też, choć naprawdę ciężko w to uwierzyć, całą stertę „Monitorów Polskich”. Zdarzało mu się zapodziać portfel z całą wypłatą.

Reklama

"To był idealista, czasami chodził więc z głową w chmurach" – opowiada z uśmiechem pan Jerzy. "Zawsze jednak mógł liczyć na żonę, to Marylka rządziła w tym związku. Ona była bardzo poukładana, życzliwa i pomocna.

Pan Jerzy nie może się pogodzić z tym, że już nigdy nie wypije herbaty zaparzonej przez Marię Kaczyńską.

Reklama

"Była w tym mistrzynią, nikt nie robił takiej jak ona" – wzdycha Jerzy Trzciński i z rosnącym smutkiem spogląda na największy fotel w salonie. To właśnie w nim zawsze siadywał Lech Kaczyński. Ostatni raz był tu tak niedawno – 5 marca.

"Przyjechał około godz. 13, siedział u mnie jakieś dwie godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim, także o ponownym kandydowaniu. Mówił, że jeszcze nie zdecydował. Coś mnie tknęło i poprosiłem żonę, by zrobiła nam wspólne zdjęcie. Nie wiedziałem, że będzie ostatnie..." - kończy Jerzy Trzciński.

>>> Prezydentowa była dla niego jak matka