Polska Agencja Prasowa: W tym roku obchodzimy 83. rocznicę zbrodni katyńskiej oraz 80. rocznicę jej ujawnienia.
Prof. Tadeusz Wolsza: Przypomnę, że zbrodnia została przeprowadzona na mocy decyzji władz sowieckich z 5 marca 1940 r., a brutalna realizacja tego rozkazu rozpoczęła się w kwietniu. Wówczas z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku wywożono na egzekucje oficerów Wojska Polskiego, policjantów oraz innych uwięzionych, a następnie pochowano ich w bezimiennych grobach w Katyniu, Bykowni pod Kijowem, Charkowie – Piatichatkach, Miednoje oraz – jeżeli to zostanie ostatecznie potwierdzone – również w Kuropatach.
Natomiast Niemcy nagłośnili sprawę zbrodni katyńskiej w kwietniu 1943 r., oczywiście wcześniej mając stuprocentową pewność, że ów mord dokonany na masową skalę nie jest ich dziełem. Tym należy wytłumaczyć rozmiary propagandowej akcji zaadresowanej do całej okupowanej Europy, krajów neutralnych oraz tych państw, które wchodziły w skład koalicji antyniemieckiej (przede wszystkim Wielkiej Brytanii i USA).
Do odkrytego nieopodal Smoleńska cmentarzyska przywieźli pomiędzy kwietniem a czerwcem 1943 r. ponad 31 tys. osób, w tym ok. tysiąca dziennikarzy, pisarzy, naukowców, lekarzy z całej Europy (okupowanej i z krajów neutralnych), w tym oczywiście ok. 60 Polaków z Generalnego Gubernatorstwa i terenów włączonych do Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Pozostałe 30 tys. wizytujących stanowili żołnierze Wehrmachtu oraz delegacja żołnierzy – kolaborantów francuskich walczących u boku Niemców na froncie wschodnim. Widok zamordowanych Polaków miał ich zastraszyć i zachęcić do większej odwagi z walce z Armią Czerwoną.
Jaki cel mieli Niemcy w ujawnieniu oraz nagłośnieniu zbrodni katyńskiej?
Prof. T. Wolsza: Musimy powiedzieć wprost – nie kierowała nimi jakaś wielka sympatia czy miłość do Polaków, których wcześniej i później mordowali również na masową skalę w egzekucjach i obozach zagłady. Nie było to możliwe, że nagle zbrodniarz, który ma na sumieniu miliony zamordowanych naszych rodaków, współczuje i zaczyna nam pomagać w wyjaśnieniu okoliczności zbrodni dokonanej na polskich oficerach.
Niemcy mieli po prostu w tym swój interes. Pamiętajmy, że sytuacja na froncie wschodnim w 1943 r. była już wówczas dla Niemców wyjątkowo niekorzystna. Nagłośnienie Katynia doszło do skutku po klęsce Niemców pod Stalingradem. Tysiące niemieckich żołnierzy dostało się do sowieckiej niewoli. Ich wojska zaczęły się wycofywać na zachód. Klęskę ponieśli również na froncie wschodnim niemieccy sojusznicy, w tym Rumuni, Węgrzy, Francuzi, a także Włosi oraz Chorwaci.
W tej sytuacji zbrodnia katyńska była dla Niemców jedną z ostatnich – o ile w ogóle już nie ostatnią – szansą dokonania poróżnienia wśród aliantów. Niemcy bowiem doszli do wniosku, że Katyń może spowodować poważne problemy w relacjach sowiecko-amerykańsko-brytyjskich, z wykorzystaniem rządu RP na uchodźstwie, także ważnym członkiem tej koalicji.
No właśnie, w tę sprawę Niemcy zaangażowali też stronę polską…
Prof. T. Wolsza: Niemcy mieli świadomość, że polskie władze bardzo poważnie potraktują problem zbrodni katyńskiej. Zwłaszcza że Polacy od 1941 r., po układzie Sikorski–Majski, intensywnie poszukiwali oficerów przebywających od 1939 r. w sowieckich obozach jenieckich, ponieważ byli oni wręcz niezbędni do powstającej w Związku Sowieckim polskiej armii, na której czele stanął gen. Władysław Andres.
Niemcy liczyli na to, że polskie władze będą głośno upominały się o drobiazgowe wyjaśnienie zbrodni katyńskiej oraz że będą w tym postępowaniu nieugięte. Mając pewność, że zbrodni dokonali Sowieci, Niemcy mieli nadzieję, że naciski ze strony Polski wprowadzą duże zamieszanie w relacjach pomiędzy aliantami, a to z punktu widzenia polityki niemieckiej ułatwi być może dalszą walkę oraz spowoduje, że zadrażnienia wewnątrz koalicji antyhitlerowskiej osłabią jej militarny impet. Niemcy nie wykluczali nawet takiej sytuacji, w której przywódca Sowietów Józef Stalin będzie szantażował zachodnich sojuszników i celowo spowolni marsz Armii Czerwonej na zachód.
Joseph Goebbels, szef niemieckiej propagandy, za zgodą Adolfa Hitlera, zamierzał również włączyć do tej szeroko zakrojonej działalności Rząd Rzeczypospolitej w Londynie (pod prezesurą gen. Władysława Sikorskiego, zaś później Stanisława Mikołajczyka) oraz struktury cywilne Polskiego Państwa Podziemnego i Komendę Główną Armii Krajowej. W ocenie Niemców rokowało to lepiej na powodzenie przedsięwzięcia. Liczono nawet na to, że Polacy podejmą współpracę z Wehrmachtem i staną, u boku Niemców, do walki przeciwko „barbarzyńcom ze wschodu”. Zresztą takie rozmowy były nawet podjęte pomiędzy Niemcami a AK. Polacy jednak zdecydowanie odrzucili niemieckie propozycje i oczywiście takiej współpracy nie rozpoczęli. Dla naszych rodaków cel tej prowokacji był czytelny i łatwy do zdiagnozowania.
A jak na niemieckie doniesienia zareagowali zwykli Polacy?
Prof. T. Wolsza: Podeszli do tej sprawy poważnie, ale tylko dlatego, że chcieli po raz pierwszy od 1940 r. precyzyjnie wyjaśnić sprawę katyńską. Rodziny ofiar oczekiwały na jakiekolwiek informacje dotyczące losu swoich bliskich, ponieważ od 1940 r. od oficerów i policjantów przetrzymywanych w obozach jenieckich w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku przestała przychodzić jakakolwiek korespondencja.
Chęć doprowadzenia tej sprawy do końca pojawiła się wówczas, gdy w prasie gadzinowej (np. „Nowym Kurierze Warszawskim” i „Gońcu Krakowskim”) zaczęto drukować nazwiska zidentyfikowanych polskich oficerów. Dodatkowo rangę wiadomości z Katynia podniosła obecność w miejscu zbrodni Komisji Technicznej PCK oraz w ogóle delegacji złożonych z Polaków. W prasie pojawiły się wtedy apele do czytelników w sprawie pomocy przy identyfikacji zniekształconych nazwisk podawanych do publicznej wiadomości oraz ważny komunikat, że już niebawem rodziny zamordowanych otrzymają pamiątki (dokumenty wojskowe, listy od bliskich, fotografie rodzinne, odznaczenia wojskowe, legitymacje, zapiski, notatki, notesy itp.), wyjęte z kieszeni zamordowanych oficerów. Jak można przypuszczać, na bazie tych komunikatów Niemcy zamierzali w oczach polskiego społeczeństwa zmienić negatywną opinię o sobie.
Jak natomiast na informacje o zbrodni katyńskiej zareagowali Anglosasi?
Prof. T. Wolsza: Niestety podeszli do tego początkowo bardzo sceptycznie, nieco później zaś wzięli stronę Sowietów. Winston Churchill wręcz powiedział premierowi gen. Sikorskiemu, że zbrodni dokonali najpewniej Sowieci, bo ich zna. Jednocześnie jednak podkreślił, że dla nich – Anglików i Amerykanów – są ważniejsze sprawy niż los kilkunastu tysięcy zamordowanych polskich oficerów. Najważniejszy był dla nich wynik wojny.
Ich zdaniem sojusz ze Związkiem Sowieckim był niepodważalny, ponieważ ZSRS gwarantował tysiące żołnierzy, którzy będą walczyli na froncie wschodnim przeciwko Niemcom. A im więcej żołnierzy Armii Czerwonej na froncie walczy z Niemcami, tym mniej na innych polach walki zginie Anglików i Amerykanów. Przy takim założeniu usunięcie lub zawieszenie współpracy z Sowietami nie wchodziło w grę. Taki też przekaz dotarł do władz RP na uchodźstwie oraz kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego w kraju.
Jak taka postawa aliantów wpłynęła na pozycję polskich władz na uchodźstwie?
Prof. T. Wolsza: Polski rząd – początkowo gen. Sikorskiego, a po katastrofie gibraltarskiej Stanisława Mikołajczyka – znalazł się w bardzo trudnej, wręcz dramatycznej sytuacji. Z jednej strony był członkiem antyniemieckiej koalicji i dalej chciał być jej ważnym elementem. Zwłaszcza że ranga polskiego rządu decydowała o przyszłości polskiego państwa. Z drugiej strony była jednak mowa o ofiarach zbrodni, kilkunastu tysiącach polskich oficerów. Sprawy tej nie można było pozostawić bez dalszego biegu. Polski rząd był zatem między młotem a kowadłem.
Przez jakiś czas władze RP utrzymywały daleko idącą wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o komentowanie tej sprawy – nie zabierały publicznie stanowczego głosu na temat Katynia, starały się nie prowokować naszych sojuszników. To jednak nie uchroniło Rządu RP przed jednostronnym zerwaniem stosunków dyplomatycznych, którego dokonał Związek Sowiecki już w 1943 r. Anglosasi byli przerażeni decyzją sowieckiego dyktatora.
Od tego momentu polski rząd przestał być gościem na terenie Wielkiej Brytanii, stał się zaś intruzem. Ponadto jego ranga nagle zaczęła spadać, chociaż byliśmy czwartą potęgą militarną po stronie alianckiej – po wojskach amerykańskich, brytyjskich i sowieckich. Od sprawy katyńskiej nasi zachodni sojusznicy, chociaż nigdy ich wcześniej militarnie nie zawiedliśmy, bagatelizowali polskie władze. Premier Wielkiej Brytanii cynicznie sugerował Polakom w Londynie wyjazd do Moskwy i szukanie porozumienia z Sowietami – tym, jak sądzę, można wytłumaczyć wyprawę Mikołajczyka do Moskwy, podczas której został potraktowany jako intruz. Uważał bowiem, że to właśnie w Moskwie zadecydują się losy całej Europy Środkowo–Wschodniej, która będzie wojennym łupem Stalina.
Można zatem powiedzieć, że Katyń był naszą podwójną porażką, Polska została również podwójnie ukarana. Sowieci nie dość, że wymordowali polskich oficerów, to następnie na bazie zbrodni katyńskiej zbili jeszcze dodatkowy kapitał, ponieważ przygotowali alternatywę dla Rządu RP w Londynie. Polskie władze na uchodźstwie, nota bene uznawane przez mocarstwa zachodnie, które teoretycznie w innych układach być może sprawowałyby po wojnie władzę w Polsce, po zerwaniu przez Sowietów stosunków dyplomatycznych przestały być obiektem jakichkolwiek kalkulacji.
Nikt poważnie wśród aliantów nie mówił już o tym, kto w przyszłości będzie sprawował w Polsce władzę. Od tego momentu Związek Sowiecki na czele ze Stalinem – za zgodą Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych – przechwycił w tej sprawie całą inicjatywę. Na bazie tych wydarzeń komunistyczni renegaci po zakończeniu wojny doszli do władzy w sowietyzowanej Polsce. Najkrócej rzecz ujmując, Anglosasi zostawili nasz kraj na pastwę losu.
Rozmawiała Anna Kruszyńska
Autorka: Anna Kruszyńska