Autor przedstawia losy rodzin niemieckich przedsiębiorców, którzy jeszcze przed II wojną światową stali się majętnymi ludźmi. De Jong zaczyna od rodziny Quiandtów. Gunther Quandt, właściciel firmy tekstylnej zarobił na I wojnie miliony marek, dzięki kontraktom dla wojska. Autor książki opisuje jego powojenne losy, jak przeprowadził się do Berlina, po klęsce kaiserowskich Niemiec, pisze o śmierci jego pierwszej żony i jak poznał się z Magdą Friedlaender, która potem z nim się rozwiodła i wyszła za mąż za Josepha Goebbelsa, stając się nieformalną "pierwszą damą III Rzeszy". W ruch nazistowski wciągnęła syna swoje i Gunthera - Herberta, a także byłego męża.W tym czasie Quandt przejmował kolejne farbyki, stając się nie tylko producentem tekstyliów, ale i broni oraz akumulatorów. PRzejął m.n. firmę DMW, której spółki córki produkowały karabiny Mauser i pistolety Luger. Został nawet przewodniczącym rady nadzorczej, choć po wojnie twierdził, że nigdy się nie angażował za bardzo w produkcję broni.

Reklama

De Jong opisuje losy kolejnego magnata - tym razem potentata stalowego - Friedricha Flicka. "Wiedziony posępną determinacją, bezwzględnością oraz talentem do fortelu, świetnie radzący sobie z liczbami, Flick błyskawicznie awansował na jednego z najbardziej skutecznych i wpływowych niemieckich potentatów stalowych […] odpowiadał wizerunkowi kogoś, kto w nazistowskich Niemczech miał stać się najbardziej niesławnym potentatem przemysłu" - czytamy w książce "Nazistowscy miliarderzy". Flick, w czasie pierwszej wojny światowej, stał się większościowym udziałowcem Charlottenhuette,a potem zaczął kupować udziały w innych firmach przemysłowych, "głównie przez podstawionych ludzi lub za pośrednictwem fasadowych firemek, by ukryć własną tożsamość i intencje".

Reklama

Kolejnym bohaterem książki jest "najbogatszy człowiek Bawarii" czasów międzywojennych, finansista, baron August von Finck, twórca własnego banku o nazwie Merck Finck, którego ojciec założył towarzystwa ubezpieczeniowe Allianz i Munich Re. Jego starszy brat zginął na wojnie. Wtedy głównym dziedzicem został August.

Kryzys wepchnął biznes w ramiona Hitlera

Reklama

Początkowo niemiecki biznes lekceważył Hitlera. "Większość potentatów biznesowych postrzegała Hitlera i jego ludzi jako głośnych, gwałtownych, prostackich, wręcz ordynarnych osobników w mundurach, wywodzących się z upośledzonego ekonomicznie zaścianka kraju - zwykłych cudaków" - czytamy. Wszystko to zmieniło się w 1929, gdy najpierw w USA wybuchł gigantyczny kryzys, a potem przeniósł się on do Europy. Miliony Niemców straciły pracę, a wartość giełdy zanotowała gigantyczny spadek. Goebbels - jak pisze de Jong - rozpętał wtedy kampanię propagandową, obarczając za wszystko Żydów, a biznes zaczął łaskawym okiem spoglądać na Hitlera - według autora książki, przedsiębiorcy bali się niepokojów, wywoływanych przez lewicę oraz krachu systemu gospodarczego.

Na początku lutego Hitler, jego doradca gospodarczy Otto Wagener i reszta jego świty zameldowali się w eleganckim hotelu Kaiserhof w Berlinie, gdzie rozpoczęła się seria spotkań z przedsiębiorcami. Pierwszymi, którzy się z nim spotkali byli baron von Finck i dyrektor Allianz Kurt Schmitt. Obaj zobowiązali sie przekazać 5 milionów marek SA na zakup broni. W ciągu kilku dni fundusz ten wzrósł do 13 milionów marek, jednak według de Jonga, skoro lewicowego puczu nie było, to przedsiębiorcy wykręcili się od przekazania gigantycznej sumy SA.

Także Fink zaczął układać się z nazistami. Sprzedał rządowi za 90 milionów marek akcje firmy Gelsenberg (za trzy razy więcej niż wynosiła ich wartość rynkowa). Fink rewanżował się za to, finansując SA i NSDAP. Potem zawarł jednak układ z Himmlerem. Miał przekazywać pieniądze wyłącznie szefowi SS, w zamian za to ten zobowiązywał się do powstrzymania innych nazistów od wyciągania od niego pieniędzy.

De Jong następnie opisuje historię innego człowieka, którego współpraca z nazistami stała się sławna. Opisuje bowiem przypadki Ferdynanda Porsche. De Jong ujawnia, jak konstruktor wszedł w spółkę z żydowskim kierowcą wyścigowym i przedsiębiorcą, Adolfem Rosenbergerem. Ten, w momencie gdy Hitler doszedł do władzy odszedł z firmy Porsche. Sam inżynier od razu wysłał Hitlerowi depeszę gratulacyjną, a potem spotkał się z nim 10 maja 1933. Przekonał go, by władze finansowały jego i Rosenberga projekt samochodu rajdowego. Gdy potem Hitler szukał projektanta Volkswagena, przypomniał sobie o konstruktorze. De Jong zresztą demaskuje sam projekt "Garbusa" jako auta dla ludu, pisząc, że wyprodukowano go zaledwie 630 egzemplarzy, z czego wszystkie trafiły w łapy elity NSDAP, a nie zwykłych Niemców.

De Jong opisuje też, jak wielki biznes wspierał kampanie wyborcze nazistów, umożliwiając im zwycięstwo. Przed wyborami w 1933 kasa NSDAP świeciła pustkami, a partia była zadłużona na 12 milionów marek. Niemiecki biznes przekazał im - o czym Goebbels pisał w swoich dziennikach - 3 miliony marek, które pomogły nazistom przejąć władzę w Niemczech i obalić demokrację. De Jong wspomina też, że po wyborach Quandt wstąpił do NSDAP - Flick i Porsche zrobili to dopiero w maju 1937.

Miliony zarobiono na wsparciu armii

Gdy Hitler już definitywnie przejął władzę w Niemczech, rozpoczął potajemny proces zbrojenia III Rzeszy. Na tym skorzystął najbardziej Quandt. To do niego należał eksperymentalny, najważniejszy w Niemczech kompleks zbrojeniowy w Lubece, w którym produkowano amunicje i granaty. To jego firmy produkowały Mausery 98k, podstawową broń Wehrmachtu czy słynne pistolety Luger Parabellum. Z kolei druga jego firma - Durener - stała się kluczowym dostawcą duraluminium dla Luftwaffe.

Na kontraktach dla wojska zarabiał także Flick. Także dostarczał wojsku amunicję oraz części do czołgów, samolotów i innych pojazdów, zarabiając miliony. Stał się też częścią grupy zwanej jako "Krąg przyjaciół Heinricha Himmlera". Do tego stowarzyszenia wstąpił też Richard Kaselowsky, dyrektor zarządzający firmy August Oetker (ożenił się z wdową po Auguście), która opracowała m.in. recepturę proszku do pieczenia. Sam Kaselowsky, jak pisze de Jong, był fanatycznie oddany Hitlerowi.

Sam Himmler zabierał swych "przyjaciół" na wycieczki po obozach kioncentracyjnych w Rzeszy, a potem wyciągął od nich pieniądze na swoje najbardziej szalone projekty, jak choćby Lebensborn.

"Aryzacja" przedsiębiorstw

Tymczasem w Niemczech zaczynały się antysemickie czystki. Padł ich udziałem m.in. współtwórca firmy Porsche Adolf Rosenberger, którego aresztowało Gestapo, a którego udziały Porsche i jego szwagier, Anton Piech, wykupili za grosze. Dzięki temu firma Porsche mogła dostać certyfikat "spółki wolnej od żydów". Podobnej aryzacji poddawano inne przedsiębiorstwa. Na przykład Gunther Quand, by pozbyć się jednego z żydowskich dyrektorów firmy, dał mu pieniądze na wyjazd z Rzeszy. Nie chodziło jednak tylko o zwalnianie z pracy. Przejmowano też za grosze majątki firm zależnych od głównych koncernów, kierowanych przez Żydów. Ci starali się bowiem wyprzedać cały swój majątek, by mieć za co uciec z hitlerowskich Niemiec i zgadzali się na każde warunki, postawione im przez niemieckich przedsiębiorców - pisze de Jong.

Podobne metody stosowano też w zajętej po Anchlussie Austrii czy Czechach. Tam też przjemowano żydowskie majątki, wcielając ich firmy do niemieckich konglomeratów przemysłowych. Von FInck przejął tak bank Rotschildów w Wiedniu. Barona Louisa von Rotschilda aresztowano (pozwolono mu potem za resztę majątku wyjechać z Niemiec), a jego bank został, jak pisze de Jong, "zaryzowany" i stał się częścią imperium niemieckiego finansisty. Podobny los spotkał inne finansowe instytucje, należące do wrogów III Rzeszy

Horror przymusowych robotników

Początki II wojny światowej stały się sukcesem niemieckich biznesmenów. Nie dosć, że przejęli wartościowe spółki w podbitych krajach - poza Francją, gdzie władze Vichy wolały same nacjonalizować żydowskie firmy niż oddawać je Niemcom - to jeszcze zarabiali miliony na dostawach broni, amunicji i sprzętu dla armii hitlerowskiej.

Okazało się jednak, że przedsiębiorcy mają problem - brakowało rąk do pracy. De Jong twierdzi m.in. że hekatomba Wehrmachtu na wschodzie sprawiła, że do armii powoływano kolejne pokolenia, które zabierano z fabryk na front. Stąd Hitler "uruchomił jeden z największych programów pracy przymusowej, jakie widział świat" - pisze de Jong. W 1942 miliony ludzi, głównie ze Wschodu trafiła w tryby przemysłu III Rzeszyy. Wykorzystywano też więźniów obozów koncentracyjnych. Według autora książki, w czasie wojny zmuszono do tej pracy ponad 12 milionów ludzi, z czego 2,5 miliona nie przeżyło. De Jong wylicza, że najwięcej skorzystały na tym takie firmy jak BMW, Daimler, Krupp, Siemens, IG Farben, czy inne należące głównie do Quandta, firmy dr Oetker czy Flicka.

Warunki, w jakich pracowali ci ludzie były potworne… Torturowali ich straznicy, nie wolno im było nosić odzieży i masek ochronnych, nawet w wydziałach ołowiowych fabryk, nieprzeszkoleni ludzie padali też ofiarą wypadków w maszynach. De Jong podaje przykład choćby zakładów Rombach, należących do Flicka, w których kobiety, nawet ciężarne, pracowały po 12 godzin dziennie, wykonując ciężkie prace fizyczne, w zamian za co dostawały pół litra "zupy" dziennie.

Bezkarny koniec wojny

De Jong opisuje dalej, co stało się z niemieckimi biznesmenami, gdy Hitler popełnił samobójstwo, a III Rzesza upadła. Quandt początkowo próbował uciec do Szwajcarii, nie wpuszczono go jednak, jako "poplecznika Hitlera". Tak samo ze stolicy Niemiec uciekł jego syn i jego współpracownicy. Z kolei aliantom udało się zatrzymać Flicka. W areszcie domowym znalazł się także von Finck. Za kratkami znalazł się też Ferdinand Porsche, jego syn Ferry oraz szwagier Anton Piech, jak też Rudolf-August Oetker. Działalność biznesowa tego ostatniego nie znalazła się jednak pod lupą Aliantów. Im chodziło o jego działalność jako oficera Waffen SS.

Biznesmeni zaczęli wykręcać się z współpracy z Hitlerem. Załatwiali bowiem sobie coś, co de Jong nazywa "Persilschein", czyli "biletem od Persilu" albo "świadectwem niewinności". Członkowie rodziny, opłaceni świadkowie i inni tacy ludzie zeznawali w alianckich sądach denazyfikacyjnych, że oskarżeni byli porządnymi ludźmi, którzy nigdy nie byli nazistami, zostali zapisani do SS przez Himmlera, a nie na własną prośbę (jak Rudolf-August Oetker), albo też nie wiedzieli, co dzieje się w ich fabrykach.

Przedsiębiorcy twierdzili, że wszelkie operacje "aryzacyjne", albo prześladowanie robotników przymusowych to była dziedzina państwa - za to odpowiadały SS i policja. A oni musieli się na to zgodzić, bo im samym groziłoby niebezpieczeństwo. Sprawie nie pomagało to, że amerylańscy sędziowie niezbyt znali się na warunkach panujących w III Rzeszy. M.in. podczas jednego z procesów sędzia pytał robotników przymusowych, czy "dostawali wino do obiadu" - pisze de Jong.

Do tego zarówno Amerykanie, jak i nowe władze Zachodnich Niemiec potrzebowały jak najszybciej odbudować przemysł, by Niemcy mogły się stać zaporą dla bloku sowieckiego i lokomotywą Europy. Nic więc dziwnego, że czołowych przedsiębiorców nie ukarano zbyt surowo, nie skonfiskowano także ich majątków. Na przykład von Fincka uznano jedynie za "stronnika nazistów" i nakazano mu zapłacić jedynie 2 tysiące marek kary. Z kolei Oetkera "zdenazyfikowała" wewnętrzna podkomisja jego firmy. Wyrok zatwierdziły brytyjskie władze i w 1947 wrócił on na stanowisko dyrektora zarządzającego

A co dalej po wojnie?

Niemieckie rodziny biznesowe, korzystały z kapitału, zarobionego na wojnie. Quandt i Flick przejęli kontrolę nad Daimlerem, a inna część rodziny Quandtów zajęła się ratowaniem BMW. Dynastie nie odcięły się też od przeszłości. W firmie Oetker najważniejsze stanowiska przypadły byłym hitlerowcom. Rodziny finansowały też prawicowe partie polityczne. Według de Jonga, korzystała na tym AfD, która była mocno finansowana przez wnuka barona von Fincka aż do jego śmierci. Rodziny biznesmenów wycofywały się jednak z przemysłu, odsprzedając pakiety kontrolne akcji BMW, Daimlera itp.

De Jong pisze, że w latach 90. żadna globalna firma niemiecka nie podlegała już biznesowej dynastii - jedynie potomek Antona Piecha i Ferdynanda Porschego, Ferdinand, był szefem grupy Volkswagen. Jednocześnie też dziennikarz zaznacza, że do tych lat żadna firma nie zajęła się rozliczeniem swojej nazistowskiej przeszłości. Dopiero w 2000 roku powstała fundacja Pamięc, Odpowiedzialność i Przyszłość, założona przez rząd i niemieckie firmy, która zaczęła wypłacać odszkodowania robotnikom przymusowym. Część członków dawnych klanów biznesowych Niemiec wyraziła też ubolewanie z powodu przeszłości swoich dziadków, część jednak broni swoich przodków, twierdząc nawet, że nie byli nazistami, a jedynie "korzystali z okazji, danych przez reżim".

Podsumowanie

Książka Davida de Jonga wciąga, napisana jest przystępnym językiem i zawiera wiele odniesień do źródeł. Dziennikarz w znakomity sposób opisuje powiązania niemieckich milionerów i przemysłowców z III Rzeszą. Ukazuje ich jako ludzi bezwzględnych, finansujących nazistowską gospodarkę, bez których pieniędzy i wsparcia Hitler nie doszedłby do władzy. Pokazuje, jak działali oni w latach II wojny światowej, wykorzystując i maltretując robotników przymusowych. Najbardziej smutną częścią tej pracy jest jednak opis powojennych losów biznesowych dynastii. Nie dość, że nie zostali ukarani, to jeszcze stali się podporami gospodarki Zachodnich Niemiec, nie rezygnując ze swych nazistowskich poglądów, a wręcz - w niektórych przypadkach - wspierając byłych hitlerowców stanowiskami i pieniędzmi.

Dopiero teraz, dzięki dziennikarskim śledztwom, na jaw wychodzą powiązania Quandtów, Flicków czy von Fincków z hitlerowcami. I to dopiero zmusza niektórych potomków biznesowych rodów, żyjących z majątków, zdobytych na obu wojnach światowych do pewnej formy przeprosin. Dla wielu z tych potomków to jednak wciąż nieuzasadnione ataki i dla nich, ich dziadkowie nie zrobili niczego złego.

Rację więc mają izraelskie media, piszące o tej książce, że po jej przeczytaniu nie wsiądziesz już nigdy za kierownicę Volkswagena i skasujesz zamówienie na Porsche.

"Nazistowscy miliarderzy", David de Jong / dziennik.pl

Ważne

*książka "Nazistowscy miliarderzy" ukazała się w kwietniu tego roku nakładem wydawnicta Post Factum Sonia Draga