Jak pisze, Niemcy są często chwalone za sposób, w jaki mierzą się z przeszłością, bo Holokaust, czyli wymordowanie sześciu milionów żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, zajmuje centralne miejsce w pamięci zbiorowej, a także w krajobrazie pamięci Berlina, gdzie poświęcono mu pomnik o powierzchni 19 tys. metrów kw.

Reklama

Nowy spór o przeszłość

"Ale działacze i historycy od dawna wskazują, że mord dokonany przez nazistów na około 275 tysiącach osób cierpiących na choroby psychiczne i upośledzenie umysłowe przyciąga znacznie mniejszą uwagę opinii publicznej. Teraz jeden z ostatnich fizycznych śladów tej zbrodni ma zostać zniszczony, co rodzi nowy spór o to, jak współczesne Niemcy powinny mierzyć się ze swoją przeszłością" - zauważa Hoyer.

Reklama

Jak wyjaśnia, w centrum debaty jest szpital w bawarskim mieście Erlangen, w którym ok. 1000 osób cierpiących na choroby i zaburzenia psychiczne zostało zamordowanych przez reżim nazistowski poprzez ich celowe głodzenie i zaniedbanie. W 160-metrowym budynku znajdowały się podziemne "oddziały głodowe". Zachodnie skrzydło, gdzie przetrzymywano kobiety aż do momentu, gdy umierały z niedożywienia, zostało już zburzone, a teraz to samo ma się stać ze wschodnim, gdzie były dwa oddziały dla mężczyzn. Na ich miejscu ma powstać Centrum Immunoterapii, Biofizyki i Medycyny Cyfrowej.

Hoyer przywołuje opinię Andreasa Frewera, profesora etyki medycznej na Uniwersytecie Fryderyka i Aleksandra w Erlangen i Norymberdze, przekonującego, że miejsce to powinno być zachowane z tych samych powodów, dla których zachowane są inne miejsca masowych mordów. "Czy zburzyliby obóz koncentracyjny?" - pytał na łamach "Süddeutsche Zeitung", zwracając uwagę, że mordowanie osób niepełnosprawnych poprzedzało Holokaust i stało się poligonem doświadczalnym dla takich metod jak użycie śmiercionośnego gazu.

Eksterminacja niepełnosprawnych

Przypomina ona, że gdy latem 1939 r. Adolf Hitler zaczął przygotowywać Niemcy do wojny, zaczęły się również przygotowania do masowego mordowania niepełnosprawnych. W liście z 1 września 1939 r. instruował szefa swojej kancelarii Philippa Bouhlera i swojego osobistego lekarza Karla Brandta, aby upoważnili lekarzy do wymierzania "śmierci z litości" w przypadku, gdy pacjenci byli "uznani za nieuleczalnie chorych, po najbardziej krytycznych badaniach medycznych". Pierwsze eksperymenty z gazowaniem w związku z tą instrukcją zaczęły się od października 1939 r.

Sprzeciw Kościoła, zwłaszcza publiczne protesty biskupa Münster, Clemensa Augusta Grafa von Galena, oraz inne czynniki, takie jak zwiększony rozgłos wokół programu, sprawiły, że Hitler ostatecznie zawiesił aktywne zabijanie w sierpniu 1941 r. Ale wiele zaangażowanych w to osób przeniesiono później na wschód, gdzie pomagali w zakładaniu i prowadzeniu obozów koncentracyjnych i obozów śmierci. Natomiast mordowanie osób niepełnosprawnych kontynuowano za pomocą innych metod, jak głodzenie, maltretowanie i zaniedbywanie.

Kompromisowe rozwiązanie

Frewer i inni działacze są niezadowoleni z kompromisowego rozwiązania, zgodnie z którym środkowa część długiego budynku - gdzie znajdowały się biura lekarzy i innego personelu zaangażowanego w zabójstwa - miałaby pozostać, a skrzydła z dawnymi oddziałami głodowymi byłyby wyburzone. Frewer argumentuje, że oznacza to, iż przestrzenie sprawców pozostaną, a miejsca zabójstwo zostaną zniszczone.

Hoyer pisze, że debata wokół tej ostatniej fizycznej struktury związanej z mordowaniem niepełnosprawnych mogłaby być mniej gorąca, gdyby innych miejsc nie spotkał podobny los. Wskazuje, że przy Tiergartenstrasse 4 w Berlinie, dawnej siedzibie administracyjnej nazistowskiego programu eutanazji, znajduje się obecnie pętla autobusowa i Filharmonia Berlińska i dopiero w 2014 r., po skargach na brak upamiętnienia, ustawiono tam specjalnie zaprojektowany pomnik wraz z tablicami informacyjnymi.

"Obecnie na niemieckiej ziemi pozostało niewiele fizycznych śladów zbrodni nazistowskich. Wprawdzie państwo wiele inwestuje w edukację oraz ochronę obozów koncentracyjnych i obozów zagłady w Niemczech i innych krajach, ale miejsca te są zazwyczaj oddalone i niewidoczne. Mordowanie osób niepełnosprawnych odbywało się w miejscach, które wtedy, jak i teraz, były w środku niemieckiego życia. Wydaje się, że Niemcy nie znalazły jeszcze konsensusu, jak najlepiej pamiętać o tych niewygodnych prawdach. Ale pamiętać o nich trzeba" - podkreśla Hoyer.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński