Rektor robi wszystko, aby ta sprawa szybko ucichła - przekonuje dziennik.
1 lipca 2014 roku robotnicy budowlani podczas prac na kampusie Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego (FU) natknęli się na dół wypełniony po brzegi ludzkimi kośćmi. Śledczy z Instytutu Medycyny Sądowej kliniki Charité zbadali znalezisko i ustalili, że jest to około 250 litrów fragmentów kości, które znaleziono w siedmiu papierowych workach, "głównie pochodzenia ludzkiego", zarówno dzieci, jak i od dorosłych. Znajdowały się w ziemi od kilkudziesięciu lat. Wśród kości znaleziono również "dziesięć okrągłych plastikowych etykiet w różnych kolorach" z odręcznie napisanymi numerami.
Wszystko to przemawiało za strasznym tłem: Auschwitz - pisze dziennik. Pracujący tam w latach 1943/44 lekarz Josef Mengele zaopatrywał bowiem znajdujący się wówczas na terenie FU Instytut Cesarza Wilhelma ds. Dziedziczności, Antropologii i Eugeniki (KWIA) w niezliczoną ilość ludzkich ciał. Głównie żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci, których lekarz obozu koncentracyjnego badał żywych, a następnie mordował dla celów badawczych - pisze gazeta.
Mengele i jego były szef, profesor Ottmar von Verschuer, który kierował KWIA, nazywali kości, oczy, próbki krwi i organy zamordowanych, których setki wywieziono z Auschwitz do Berlina, zwłaszcza w 1944 roku, "materiałem naukowym". Verschuer, Mengele i inni zajmowali się w tym czasie badaniami nad "anomaliami fizycznymi".
Rektor wiedział
Wiedział o tym rektor Wolnego Uniwersytetu Berlina w 2014 roku, Peter-André Alt, i jego pracownicy, ale nie policja i eksperci kryminalistyczni. Kierownictwo Uniwersytetu "świadomie, półświadomie lub przez zaniedbanie" nie poinformowało zaangażowanych służb i opinii publicznej o prawdopodobnym tle znaleziska. Jak podejrzewam, dążenie FU do uzyskania tytułu "uniwersytetu doskonałego" było w tamtym czasie ważniejsze niż wiele innych rzeczy. Słowa takie jak "Mengele", "pomordowani Żydzi" czy "Auschwitz" uznano w tym kontekście za niestosowne - pisze Götz Aly w "Berliner Zeitung"
Biegli z zakresu medycyny sądowej (...) w swojej ekspertyzie doszli do jednoznacznych wniosków: Znalezione etykiety przypominają oznaczenia dla okazów biologicznych/medycznych, więc biorąc pod uwagę umiejscowienie kości w glebie i niekompletność szkieletów, mogą to być pozostałości po nich.
Najpóźniej w tym momencie władze uczelni powinny były zostać zaalarmowane i zarządzić dalsze dochodzenie - czytamy w artykule. Zamiast tego "kości leżały miesiącami, aż 12 grudnia 2014 r. zostały po cichu zniszczone w krematorium w Ruhleben i złożone "anonimowo" w ziemi obok okienka piwnicznego krematorium. Znalezione gipsowe odlewy ludzkich kończyn również zniknęły bez śladu - pisze "Berliner Zeitung".
Jak wyglądały naukowe zabójstwa?
Z pierwszego znaleziska zachowało się tylko kilka fotografii kryminalistycznych. Wykazują one wysoki udział kości kręgowych, udowych i miednicznych. To również wskazuje na kierunek Auschwitz - zauważa gazeta. W swoich wspomnieniach ocalały przymusowy asystent Mengelego, węgiersko-żydowski lekarz Miklós Nyiszli, bardzo szczegółowo opisał, jak odbywały się naukowe zabójstwa.
Na przykład w 1944 r. do Auschwitz przybył z getta łódzkiego około 50-letni ojciec i jego 15-letni syn, który miał zdeformowane stopy. Mengele zaprowadził ich obu do sali sekcji zwłok w krematorium II i polecił Nyiszli: Pobierz dokładne wymiary ojca i syna. Dokładnie wypełnij wszystkie arkusze badania klinicznego, zwracając szczególną uwagę na możliwe przyczyny rozwoju deformacji. Po badaniu ojciec i syn zostali natychmiast rozstrzelani, a Mengele wydał rozkaz: Trzeba przygotować szkielety i wysłać je do Berlina.
Próba wyciszenia sprawy?
Za sprawą doniesień prasowych "ignoracja i bezczynność rektora Wolnego Uniwersytetu Berlina stała się powszechnie znana na początku 2015 roku" - pisze autor. W lakonicznym oświadczeniu uczelni mowa była jedynie o "lukach w komunikacji". Jednak naciski opinii publicznej, a następnie wewnętrzna presja na Uniwersytecie doprowadziły do przeprowadzenia niewielkich wykopalisk archeologicznych na tym terenie. Odbyły się one w latach 2015/16. Dopiero w lutym 2021 r. uczelnia zaprezentowała niektóre z wyników tych badań niewielkiej publiczności za pośrednictwem Zoomu - podkreśla autor.
W sumie na niewielkim obszarze znaleziono dalsze części szkieletów co najmniej 54 (przypuszczalnie około 75) osób w różnym wieku.
Wykopaliska były prowadzone przez dwójkę profesorów archeologii z Freie Universitaet, Reinharda Bernbecka i Susan Pollock wraz z ich studentami i asystentami. (...) Obecny rektor Wolnego Uniwersytetu, matematyk Guenter M. Ziegler, robi jednak wszystko, by ta nieprzyjemna sprawa szybko ucichła. Do dziś nie dopuszcza do dalszych wykopalisk proponowanych przez archeologów z jego uniwersytetu - czytamy w gazecie.