Arktyka jest najszybciej ocieplającym się regionem świata – do takiego wniosku doszedł zespół naukowców z Uniwersytetu w Leeds, który od trzech dekad obserwuje zmiany pokrywy lodowej w okolicach bieguna północnego. W artykule opublikowanym w połowie stycznia na łamach pisma "The Cryosphere" badacze zaprezentowali dane z kolejnych lat. Potwierdza się, że na biegunie północnym robi się coraz cieplej i proces ten przyśpiesza. Ich wnioski potwierdzają analizy zdjęć wykonywanych przez amerykańskie satelity od lat 60. XX w. "Na początku obserwacji satelitarnych znaczna część pokrywy miała ponad cztery lata. Dzisiaj większość lodu pokrywającego Ocean Arktyczny to cienki lód pierwszoroczny, czyli taki, który tworzy się zimą i nie przetrwa ani jednego letniego okresu roztopów" – ogłosiła NASA na początku tego roku.
Efekty gwałtownych zmian klimatycznych odczuwamy na różne sposoby. W styczniu trzymający przy biegunie mroźne powietrze wir polarny rozpadł się i zimne jego masy pognały na południe, przynosząc Europie zimę, jakiej nie było od lat. Ale gdy nadejdzie ciepłe lato, biegun północny będzie można zdobyć, płynąc byle jachtem. W niczym nie będzie to przypominać śmiertelnie niebezpiecznych ekspedycji, których uczestnicy bez powodzenia próbowali tam dotrzeć przez prawie 100 lat.

Arktyczny dryf

Reklama
Dla porucznika Williama E. Parry'ego rok 1819 zamknął się bardzo godziwym zyskiem. Dwa żaglowce Royal Navy "Hecla" i "Gripen" pod jego dowództwem dotarły aż do Zatoki Baffina, natrafiając po drodze na kolejne nieznane wysypy. Najważniejsze jednak było przekroczenie 80. równoleżnika. Oznaczało to bowiem zdobycie przez porucznika nagrody 5 tys. funtów, jakie za taki wyczyn obiecał wypłacić brytyjski rząd. Statki Parry'ego dotarły aż za 82. równoleżnik (dokładnie 82,45 stopień szerokości geograficznej), bijąc wszelkie ówczesne rekordy. Ten sukces pomógł dobiegającemu dopiero trzydziestki dowódcy w staraniach o okręty na dwie kolejne wyprawy. Za ich sprawą dorobił się sławy największego polarnika swoich czasów. "W roku 1826 Parry wystąpił do Admiralicji z projektem dotarcia do bieguna północnego od strony Spitsbergenu. Tu nagroda miała wynieść 20 tys. funtów" – opisuje Ryszard Wiktor Schramm w opracowaniu "William Edward Parry – w 170. rocznicę wyprawy do bieguna północnego".
Reklama
Popłynął tam późną wiosną 1827 r. Na pokład sprawdzonego okrętu wojennego "Hecla" zabrał ze sobą dwie płaskodenne łodzie, do których dna można było w razie potrzeby przykręcić płozy lub koła. Wiózł też kilka reniferów, które miały zastąpić konie. Gdy wylądowali na Spitsbergenie, okazało się, że zwierzęta nie podołają zadaniu, do obu łodzi Parry zaprzągł więc po 11 marynarzy. Sam objął dowodzenie nad pierwszą, a drugą powierzył swemu zastępcy Jamesowi Clarkowi Rossowi. Parli na północ przez całe 86 dni. "Pod koniec marszu Parry stwierdził, że przeciwny prąd cofa ich z tą samą niemal szybkością, z jaką posuwali się do przodu. W ten sposób jako pierwszy odkrył też arktyczny dryf lodowy, który odegrał tak wielką rolę – negatywną i pozytywną – w szeregu dalszych wypraw polarnych" – wyjaśnia Schramm. Po trzech miesiącach okazało się, że pokonali zaledwie 172 mile. Parry poddał się 27 lipca 1827 r., wydając komendę do odwrotu. Król Jerzy IV docenił niezwykłą odwagę i upór porucznika, nadając dwa lata później Parry'emu tytuł szlachecki. Jak bardzo się on polarnikowi należał, okazywało się z upływem lat. Przez pół wieku nikomu nie udało się dotrzeć dalej na północ.