Początków działalności tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek należy szukać w roku 1970, tuż po masakrze robotników na Wybrzeżu. 17 grudnia, czyli w pamiętny Czarny Czwartek, naprzeciw demonstracji robotników domagających się odwołania podwyżek cen podstawowych artykułów spożywczych stanęły wojskowe transportery opancerzone, czołgi i milicjanci z długą bronią. Tragedia rozegrała się przy przystanku Gdynia Stocznia Szybkiej Kolei Miejskiej. Padły strzały.

„Najpierw poszła seria z pocisków świetlnych, potem był wystrzał z czołgu, ale wtedy już żeśmy ruszyli. Milicja strzelała pod nogi, co dawało rykoszety od kocich łbów. Wtedy powstają najgorsze rany. Obok mnie jeden został w krtań, drugi w nogę” – opowiadał na antenie Polskiego Radia Stanisław Kodzik, uczestnik tych wydarzeń.

„Byłem w tłumie i nagle zostałem trafiony w nogę. Bałem się nawet krzyczeć, prosić o pomoc” – wspominał inny ze świadków. „Na jednej nodze doskakałem do wiaduktu, odsłoniłem nogę i już mi się słabo robiło, więc zacząłem krzyczeć o pomoc. Ludzie zanieśli mnie do taksówki. Z przodu siedział facet postrzelony w bark, a obok mnie mężczyzna, który strasznie krzyczał, że go boli. Nagle przestał krzyczeć, dostał drgawek. Wziąłem go za rękę, a on się obsunął nieżywy”.

Gdynia, wydarzenia grudniowe 1970 roku. Wojskowe transportery opancerzone na ulicach PAP Archiwalny / Edmund Pepliski

Tego dnia w Gdyni zginęło 18 osób. W Trójmieście panował chaos, szpitale zapełniły się rannymi, a milicyjne komisariaty aresztowanymi. Ścieżki zdrowia, czyli przepędzanie zatrzymanych przez szpaler okładających ich pałkami funkcjonariuszy, bicie przy przesłuchaniu – prawdopodobnie w takich warunkach narodził się tajny współpracownik „Bolek”, składając podpis pod zobowiązaniem do współpracy. Nie był jedyny. Jak pisał w książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” Sławomir Cenckiewicz, w okresie „wydarzeń grudniowych” i bezpośrednio po nich zwerbowano do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa 53 osoby, a w ciągu dwóch tygodni 1971 roku następnych 86.

Gdańska bezpieka w latach 70. w swoich aktach miała czterech agentów zarejestrowanych pod pseudonimem Bolek, ale tylko jeden z nich mieszkał w Gdańsku i pracował w Stoczni Gdańskiej. Dokumenty SB potwierdzają, ze TW „Bolek” był członkiem „Komitetu Strajkowego”, a w czasie grudniowego buntu robotników należał do „aktywnych uczestników zajść”. Oficer prowadzący „Bolka”, kapitan Edward Graczyk już w marcu 1971 roku sporządził pierwsze podsumowanie jego działalności. Z dokumentu, który analizował Sławomir Cenckiewicz wynika, iż TW „Bolek” prowadził inwigilację pracowników wydziału elektrycznego Stoczni Gdańskiej imienia Lenina. Skupiał się przede wszystkim na postaci Józefa Szylera, jednego z przywódców protestu robotników domagających się upamiętnienia ofiar grudniowej masakry. Szyler miał zaproponować „Bolkowi”, by ten stworzył grupę popierającą stawiane władzy postulaty, ale ten – jak zanotował kapitan Graczyk – „miał odpowiedzieć, że za swoją działalność w okresie wydarzeń grudniowych miał szereg nieprzyjemności i dlatego nie chciałby się angażować”. Oficer prowadzący polecił swojemu współpracownikowi, by w razie gdyby w stoczni miał wybuchnąć strajk, „w sposób umiejętny temperował go i rozładował sytuację”.

Pierwszy dowód, który może wskazywać, jakoby „Bolek” za swoje donosy pobierał wynagrodzenie od SB, pochodzi z kwietnia 1971 roku. Można go znaleźć w sprawozdaniu ze spotkania tajnego współpracownika z kapitanem Henrykiem Rapczyńskim. Agent informował między innymi, że stoczniowcy słuchają w pracy radia, które mówiło, że w NRD mają miejsce rozruchy i dodawał, że robotnicy mają zamiar założyć na rękawy czarne opaski w czasie pochodu pierwszomajowego. Podzielił się również informacją, że pożar w siedzibie Komitetu Wojewódzkiego PZPR, jaki miał miejsce 17 kwietnia 1971 roku to nie zaprószenie ognia w czasie remontu, a celowe podpalenie. Wskazał również, kto miałby być za to odpowiedzialny. Za przekazane informacje – jak wynika z dokumentów SB – tajny współpracownik „Bolek” miał otrzymać 500 złotych.

Reklama

Kolejne donosy pochodzące od „Bolka” i zachowane w archiwach bezpieki mówią między innymi o niezadowoleniu wśród stoczniowców („Nastrój wśród robotników jest dość bojowy – wystarcza tylko iskra. W pojedynkę wszyscy są ostrożni i podejrzliwi”), agent wspomina również o planach zorganizowania manifestacji na 1 maja („Wszyscy powinni być z opaskami czarnymi i powinni pochodem przejść, składając kwiaty przy bramie drugiej, gdzie polegli koledzy, dalej iść na cmentarz i tam złożyć kwiaty”). Oficer SB zalecił „Bolkowi” wpłynąć na stoczniowców z komitetu organizacyjnego, by odstąpili od składania wieńców w innych lokalizacjach niż brama i cmentarz. Chodziło o uniknięcie sytuacji, gdy manifestacje rozleją się po mieście, by zanieść kwiaty w miejsca, w których w czasie grudniowych zajść od kul milicji i wojska zginęli uczestnicy demonstracji. „Bolek” miał również zadbać o to, by na szarfach nie pojawiały się hasła wrogie władzy.

Oryginalne akta TW „Bolka” nie są zbyt obszerne. Oprócz wspomnianych już dokumentów i kilku pomniejszych donosów znajduje się w nich także sprawozdanie ze spotkania tajnego współpracownika z kapitanem Zenonem Ratkiewiczem, odbytego 24 listopada 1971 roku. „Bolek” opowiadał Ratkiewiczowi o panującym wśród robotników niezadowoleniu z powodu niskich zarobków, wspominał również o zaangażowaniu kolegów w plan ustawienia tablicy upamiętniającej ofiary Grudnia ’70. Oficer SB nakał „Bolkowi” wejść w bliski kontakt z jednym ze stoczniowców domagających się radykalnego rozwiązania tej kwestii.

Gdańsk, listopad 1980 roku. Budowa Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 niedaleko miejsca, gdzie padli trzej pierwsi zabici stoczniowcy wychodzący ze Stoczni Gdańskiej PAP Archiwalny / Stanisław Markowski

Na tym kończą się znane dotychczas historykom oryginalne dokumenty na temat „Bolka”, jednak Sławomir Cenckiewicz dalsze ślady działalności tajnego współpracownika odnalazł w dokumentach MSW i Urzędu Ochrony Państwa sporządzonych po 1989 roku. Wynika z nich między innymi, że archiwa MSW/UOP zawierały ponad 30 dokumentów dotyczących działalności agenta o pseudonimie Bolek. Łącznie około 80 stron, które zaginęły na początku lat 90. w tajemniczych okolicznościach.

Czego można dowiedzieć się z tego, co pozostało, czyli przede wszystkim z rejestrów SB dotyczących zaginionych akt? Przede wszystkim tego, że TW „Bolek” był wykorzystywany w dwóch akcjach SB – pierwszej o kryptonimie Jesień i drugiej, określonej kryptonimem Arka. Prowadzona w latach 1970-1978 „Jesień” dotyczyła między innymi przyczyn grudniowego wybuchu protestów robotniczych i miała na celu „ustalenie inspiratorów zajść” oraz „operacyjne rozpoznanie i przeciwdziałanie aktualnym próbom podejmowania działalności destrukcyjnej, godzącej w prawidłowe funkcjonowanie gospodarki narodowej”. Sprawa określona w aktach jako „Arka”, obejmująca lata od roku 1971 aż do 1990, dotyczyła gdańskiej stoczni i polegała na gromadzeniu materiałów, które miałyby między innymi zapobiegać strajkom robotników.

Jak obu tym sprawom przysłużył się TW „Bolek”? Trudno to dziś ocenić, głównie z uwagi na brak dokumentów na ten temat. SB zarzuciła współpracę ze swoim tajnym agentem 19 czerwca 1976 roku. Tego dnia wyrejestrowano go z ewidencji operacyjnej „z powodu niechęci do współpracy". Zarekwirowane przez pracowników Instytut Pamięci Narodowej w domu zmarłego generała Czesława Kiszczaka dokumenty dotyczące działalności „Bolka” dotyczą prawdopodobnie roku 1974, a niewykluczone, że także i innych lat. Tak przynajmniej wynika z oświadczenia, jakie w tej sprawie wydał IPN.

Czy odnalezione papiery zawierają informacje, które po kradzieży akt „Bolka” z archiwum UOP miały już nigdy nie wyjść na jaw? Czy odsłonią nieznane historykom szczegóły działalności tajnego współpracownika SB? Skompromitują go, oczyszczą, a może nic nie zmienią? Czas pokaże...