Jaka jest różnica między obowiązkiem płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego za odbiornik a obowiązkiem wnoszenia tej opłaty w związku z posiadaniem lub wynajmowaniem mieszkania? Pozornie ogromna. Na przykład obowiązujący w Polsce system poboru daniny na media publiczne przewiduje uiszczanie jej za zarejestrowany na Poczcie Polskiej radioodbiornik lub telewizor. To model nieszczelny, bo wystarczy odbiornika nie rejestrować, by znaleźć się poza systemem. Efekt jest taki, że w 2017 r. 66 proc. gospodarstw domowych uchylało się od opłaty lub nie płaciło terminowo. Perspektywa płacenia od mieszkania lub gniazdka prądu jawi się w tej sytuacji jako rewolucja. Ale z prawnego punktu widzenia wcale nie musi być rewolucją. Wręcz przeciwnie. Rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Manuel Campos Sánchez-Bordona wydał w końcu września opinię, z której wynika, że taka zmiana właściwie jest utrzymaniem status quo.
Sánchez-Bordona odnosił się do systemu finansowania mediów publicznych w Niemczech. Podobnie jak w Polsce, nadawcy publiczni – zarówno na szczeblu państwowym (m.in. ARD i ZDF), jak i regionalnym mają pieniądze z trzech źródeł: z publicznej składki abonamentowej, sprzedaży czasu reklamowego oraz innej działalności komercyjnej (np. sprzedaży licencji programowych). Opłatę RTV naszym zachodnim sąsiadom naliczano początkowo za posiadanie odbiornika. W 2013 r. to kryterium uległo jednak zmianie. Teraz abonament musi płacić każdy, kto jest właścicielem lub najemcą mieszkania. I nikt już nie wnika, czy ma telewizor.
Niektórzy Niemcy zaskarżyli zmianę w sądzie. Jedno z takich postępowań prowadzi Landgericht Tübingen – Sąd Okręgowy w Tybindze. Zwrócił się on do TSUE z wątpliwościami co do zgodności nowej składki RTV z prawem Unii. Sąd uznał bowiem, że w poborze daniny na media wprowadzono istotną zmianę, która powinna była zostać zgłoszona Komisji Europejskiej. I w związku z tym pomoc państwa w postaci tak gromadzonego abonamentu jest niezgodna z rynkiem wewnętrznym UE.
Reklama
Z opinii rzecznika generalnego TSUE wynika jednak, że nowy abonament jest w istocie starym abonamentem. Nie ma więc mowy o bezprawnej pomocy państwa. Manuel Campos Sánchez-Bordona powołał się m.in. na to, że mimo zmiany w zasadach poboru opłaty beneficjentami abonamentu RTV pozostają nadawcy publiczni. Nie zmienił się ani cel pomocy (finansowanie usługi publicznej), ani też krąg wspieranych za jego pomocą działań.
Co więcej, według przedstawionych trybunałowi danych przychody abonamentowe w latach 2009–2016 pozostawały na tym samym poziomie. Nie zmieniły się też zasady podziału pieniędzy pomiędzy media. O tym, ile z abonamentu dostaną poszczególni nadawcy publiczni, nadal decydują rządy i parlamenty krajów związkowych w porozumieniu z KEF (Kommission zur Überprüfung und Ermittlung des Finanzbedarfs der Rundfunkanstalten – komisją ds. kontroli i określania potrzeb finansowych nadawców publicznych). Zdaniem rzecznika generalnego TSUE brak jest więc „automatycznego związku pomiędzy (możliwym) wzrostem ostatecznie pobranej kwoty a kwotą pomocy, którą otrzymują nadawcy publiczni”. A skoro zmiana podstawy naliczania nie ma wpływu na wysokość kwoty pomocy publicznej otrzymywanej przez nadawców, to wskazuje to na jej zgodność z rynkiem wewnętrznym.
Opinia rzecznika generalnego nie wiąże trybunału. Praktyka wskazuje jednak, że jego rozstrzygnięcia najczęściej są z nią zgodne.
Jeśli tak się stanie, ewentualna zmiana podstawy naliczania opłaty na media publiczne w Polsce też nie wymagałaby notyfikacji KE. Wiceminister kultury Paweł Lewandowski nie jest zaskoczony opinią rzecznika TSUE. – To logiczne. Obowiązek notyfikacji powstałby w przypadku zmiany zasad rozdzielania środków z abonamentu RTV, a nie modyfikacji podstawy jego ściągania – mówi DGP. Nie komentuje jednak samej możliwości reformy systemu finansowania mediów publicznych w Polsce.
Choć politycy partii rządzącej często przyznają, że obecny model poboru składki na media publiczne jest niewydolny, to przed wyborami nie należy się spodziewać rewolucji w tej dziedzinie.