"Niestety, wyrok w całości podtrzymany w apelacji. 18 tysięcy PLN kary za sprzeciw wobec akcji służb we Wprost w 2014 roku" - napisał na Twitterze Majewski.

Reklama

Uważam, że nie można było zachować się inaczej. Trzeba było stanąć po stronie wartości dziennikarskich, ochrony źródeł informacji. Jeżeli funkcjonariusze służb specjalnych wyrywają redaktorowi naczelnemu laptop, na którym ma zgromadzone materiały ze śledztw dziennikarskich, od ludzi, którzy zastrzegali anonimowość, to dziennikarz nie może zachować się inaczej - powiedział Michał Majewski portalowi Wirtualnemedia.pl.

Dziennikarze krytykują wyrok

"Niestety, sąd znowu stanął po stronie bezprawia, jakim była akcja ABW we Wprost" - stwierdził Andrzej Gajcy z Onetu.

Reklama

"Skandal i idiotyzm (niezależnie od oceny Latkowskiego)" - skomentował Marek Twaróg z „Dziennika Zachodniego”.

"Dla takich sytuacji przewidziana jest instytucja ułaskawienia. Panie Prezydencie @AndrzejDuda proszę nam Majewskiego ułaskawić" - skomentowała Kataryna, felietonistka "Plusa Minusa”.

Sprawa laptopa "Latkowskiego"

Niestety ten wyrok ma dla mnie charakter sztampowy, jednowymiarowy. Pani sędzia nie wzięła pod uwagę szerszych okoliczności, które występowały w tej sprawie - powiedział PAP Michał Majewski, który w 2014 roku był dziennikarzem tygodnika "Wprost", a dzisiaj jest partnerem w firmie doradczej.

Dodał, że w ustnym uzasadnieniu wyroku, który zapadł w poniedziałek, jest "dużo stwierdzeń bardzo dyskusyjnych, między innymi takie, że tłum, który zebrał się pod gabinetem (Sylwestra) Latkowskiego (wówczas redaktora naczelnego "Wprost" - PAP) był agresywny". A ci ludzie po prostu krzyczeli +wolne media+ i do agresji było tam bardzo daleko - wyjaśnił.

Podkreślił, że dziennikarze podczas akcji ABW w redakcji "Wprost" walczyli o zachowanie tajemnicy dziennikarskiej. Jeżeli ktoś prosi, żeby nie podawać źródeł informacji i zachować w tajemnicy dane informatora, to dziennikarz musi się tego trzymać - zaznaczył.

Reklama

Tymczasem ci funkcjonariusze służb chcieli Latkowskiemu wyrwać komputer, w którym on miał dokumentację licznych historii dziennikarskich, również opartych na rozmowach ze źródłami, które chciały zachować anonimowość. O to nam w tej sprawie tylko chodziło - tłumaczył.

Jak powiedział, liczy, że sprawa zakończy się dla niego dobrze w apelacji, którą zamierza wnieść. Prokuratura przecież umorzyła tę sprawę i nie znalazła powodów do stawiania nam oskarżeń (w 2015 r. - PAP). Pan prokurator Józef Gacek się z tym nie zgodził i poszedł z subsydiarnym aktem oskarżenia do sądu przeciwko nam, i sąd zdecydował się nas ukarać, ale liczę na rozwagę i spokój, że to się wszystko dobrze skończy - powiedział Majewski.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, że w tej sprawie solidarnie wystąpiło środowisko dziennikarzy niezależnie od poglądów. Byli tam dziennikarze mediów lewicowych, liberalnych, ale też tych sytuujących się po prawej stronie. Była tam pełna paleta i przy akurat tej sprawie dotyczącej źródeł informacji, takich fundamentalnych zasad dziennikarstwa, wszyscy byli przeciw i wszyscy stanęli w naszej obronie. To było budujące i ważne - zaznaczył.

Majewski opisał sprawę wyroku w środę na stronie internetowej "Wprostu". Mały finał sprawy miał miejsce przed dwoma dniami. Sędzia Monika Tkaczyk-Turek z Sądu Rejonowego w Warszawie, w procesie z oskarżenia Józefa Gacka, prokuratora dowodzącego akcją we Wprost, uznała mnie za winnego i skazała na 18 tysięcy złotych grzywny z artykułu 224 § 2 kodeksu karnego - napisał.

Przypomniał, że według art. 224 § 2 podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej. Wyjaśnił, że 18 czerwca 2014 roku funkcjonariusze ABW w redakcji "Wprost" zażądali od dziennikarzy wydania nośników z nagraniami. "Pamiętam zdziwioną minę kapitana Grzegorza Czechowicza z ABW, gdy mówiliśmy mu, że nie posiadamy nośników (płyt, dyskietek, szpulowych taśm z nagraniami), a jedynie link do chmury Google, gdzie informator umieścił nagrania. Mieliśmy wrażenie, że rozmówcy nie rozumieją, co staramy się im spokojnie wytłumaczyć" - napisał Majewski.

Na koniec uwaga. Rozumiem, że toczy się gorący spór między częścią polityków i środowiskiem sędziowskim. Proszę pamiętać o jednym. Tamto zachowanie, sprzeciw wobec użycia przemocy wobec dziennikarza, podstawowa dla reportera kwestia ochrony źródeł nie miała nic do polityki. Kompletnie nic. Mówiąc krótko, identycznie zachowałbym się, gdyby tego laptopa wyrywali agenci służb nadzorowani przez jakąkolwiek inną władzę. Nie budują zaufania, wiary w wymiar sprawiedliwości wyroki, w których przestępstwem nazywa się zachowania etyczne, moralnie właściwe i broniące zasad wolności prasy. Nie dopuszczam do siebie myśli, że sprawa może skończyć się opisanym rozstrzygnięciem. I liczę tu na roztropność, rozsądek i wyobraźnię apelacji - podkreślił w swoim artykule Michał Majewski.