Niemieccy geochemicy badają podwodny świat Atlantyku od trzech lat. Szczególnie interesuje ich tzw. Grzbiet Śródatlantycki, czyli położony na środku oceanu obszar stykania się płyt tektonicznych. Płyty te, tworzące górną część powłoki naszej planety, przesuwają się względem siebie. Na ich styku powstają ujścia podwodnych wulkanów, z których wydobywa się lawa o temperaturze przekraczającej 1000 stopni Celsjusza. To ona właśnie jest w stanie niezwykle mocno podgrzać oceaniczną wodę.
Jak to się dzieje, że znana nam z kranów ciecz może być tak gorąca i nie zamienić się w parę wodną? Wszystko z powodu panującego na głębokościach ciśnienia. Trzy kilometry pod powierzchnią oceanu sięga ono nawet 300 atmosfer (dla porównania - 60 metrów pod wodą, na maksymalnej głębokości, na jakiej mogą zanurzać się nurkowie, ciśnienie wynosi 6 atmosfer). To ono powoduje, że woda, której temperatura znacznie przekracza 100 stopni, nie paruje, ale przechodzi w tzw. stan nadkrytyczny. Oznacza to, że znajduje się jakby w połowie drogi między cieczą a parą wodą - od pierwszej jest lżejsza, ale od drugiej cięższa.
Dotychczas wodę w stanie nadkrytycznym udawało się naukowcom obserwować wyłącznie w laboratorium. Teraz po raz pierwszy stwierdzono jej obecność także w naturze. Wiadomo, że tak nagrzana ciecz jest przyczyną powstawania tzw. czarnych zadymiaczy (ang. "black smokers") - czyli buchających z głębin ziemi kłębów czegoś, co wygląda jak dym. W rzeczywistości jest to ciemna zawiesina powstała na skutek wytrącenia się z wody różnych pierwiastków: miedzi, żelaza, siarki.
Niektóre z nich, jak siarka właśnie, stanowią pożywkę dla rozwijających się wokół zadymiaczy organizmów. W wodzie o temperaturze przekraczającej kilkaset stopni Celsjusza kwitnie bowiem unikatowe życie. Kilometry pod powierzchnią, gdzie nie dociera światło słoneczne, żyją odizolowane od reszty świata bakterie, które uzyskują niezbędną energię w procesie chemosyntezy (czyli przemiany związków chemicznych). Ten sposób odżywiania jest ewolucyjnie starszy niż fotosynteza i dlatego bardzo interesuje uczonych - istnieją bowiem spekulacje, że jeśli uda się znaleźć życie np. na Marsie, będą to właśnie organizmy, które zasiedliły mało przyjazne obszary dzięki chemosyntezie.
Niestety, mimo zainteresowania naukowców badaniem tego, co się dzieje w podliżu czarnych zadymiaczy, zajmują się głównie komputery. To one, po dostarczeniu odpowiedniej liczby danych odtwarzają procesy zachodzące w najgłębszych częściach oceanu. "Ciągle nie jesteśmy w stanie badać aktywnych zadymiaczy" - tłumaczy Andrea Koschinsky, która kieruje ekspedycją na Atlantyku - temperatury są tam tak wysokie, że cały sprzęt się topi. Stąd istnieje prawdopodobieństwo, że pod powierzchnią oceanu znajdują się jeszcze cieplejsze wody, a najnowsze odkrycie rekordowo nagrzanego H2O prawdopodobnie nie jest ostatnim tego rodzaju.