Istotnie, sądzę, że można już podsumować to, co nazwano aferą hazardową. I zastanowić się po pierwsze, czego nowego dowiedzieliśmy się o naszym świecie politycznym i społecznym, a po drugie - co z tego może wynikać.

Samą aferę hazardową byłem skłonny określać "preaferą", bo nie była to afera na miarę tych z czasów Leszka Millera, dla partyjno-prywatnych interesów po prostu łamano prawo, całkiem na wzór PRL-u. Tutaj sprawa okazała się bardziej złożona, ale dotknęła nieco innych słabości i patologii naszej demokracji.

Reklama

Słabość elit, potęga służb

Ukazała się z całą mocą słabość moralna elit politycznych, które przez dwadzieścia lat wolnej Polski nie wypracowały nowych obyczajów działania w życiu społecznym i gospodarczym. Rzecz idzie o wzory postępowania czy też obyczaje - uczciwe, a dające możliwość rzetelnego zabiegania o swe interesy przez różnych aktorów życia społecznego. Nigdzie nie jest to sprawa prosta, ale praktyka demokratycznych państw pokazuje, że na ogół wypracowano skuteczne sposoby uzgadniania interesów, bez korupcji i zwyczajów protekcyjnych. Afera hazardowa - poza wszystkim innym - pokazała, że trwale obowiązuje u nas model "załatwiania", a więc pokątnego - poprzez znajomości i więzi - wpływania na decyzje władzy. Reakcja premiera Tuska - by zdecydowanie ukarać najbliższych współpracowników - wskazywać by mogła, że chodzi o to, aby wreszcie polityka zaczęła się przyczyniać do powstania i umocnienia dobrych obyczajów. Ale jakoś nie widać, aby politycy PO podchwycili akurat ten sens afery i jej konsekwencji.

W całej rozciągłości ukazały się też słabości polityki sprowadzonej w Polsce do walki między dwoma głównymi przeciwnikami, do której czasem dołącza się trzeci, czyli SLD. Przy okazji też okazało się, jak bardzo patologiczna jest sytuacja, w której aktywnym aktorem życia politycznego stają się służby specjalne. Ten problem nie jest nowy. Pojawił się już w latach 90., gdy politycy bez większej żenady grali Urzędem Ochrony Państwa - jednym z niewielu urzędów powstałych jako całkiem nowych w Polsce po 1989 r. Potem rząd Millera rozwiązał sprawę ideowych związków UOP z obozem postsolidarnościowym po prostu - przez likwidację Urzędu.

A wtedy zaczęło się już całkiem jawne zaangażowanie różnych służb specjalnych w walkę polityczną, czego smutnym uwieńczeniem jest działalność CBA, od początku realizującego strategię zaangażowania w walkę polityczną.

Niebezpieczeństwa mediokracji

Reklama

Afera hazardowa pokazała też znaczenie i siłę mediów jako aktora politycznego. Zresztą im bardziej polityka sprowadza się do walki o wpływy i walki o władzę przedstawicieli czołowych sił politycznych, tym bardziej media ulegają pokusie, aby wyznaczać pozycje przeciwników. Medialna kampania, zwłaszcza telewizyjna, zasługuje naprawdę na określenie "nagonki", która wyznaczyła pole działania polityków, i tych z partii rządzącej, i wszystkich pozostałych. Zmusiła też do podjęcia daleko idących kroków premiera i rząd. Wydaje się, że kierunek jest generalnie słuszny, więc cóż tu robi krytyczny ton? Akcja "afera hazardowa" była w polskich mediach dosyć daleka od ideału możliwie racjonalnych ocen. Raczej była szalenie populistyczna, bazująca na gotowych ocenach i na mało wnikających w istotę sprawy gotowcach interpretacyjnych, którym nie sposób się było przeciwstawić intelektualnie. Siła rażenie mediów okazała się ogromna, ale wcale nie sprzyjała pogłębieniu refleksji nad rzeczywistością. I to prowadzi do wielu pytań na przyszłość, bo pokazuje, że w sytuacji gdy społeczeństwo jest słabo zorganizowane, nie rozwija samonawyku łączenia się, wspólnego wypowiadania jakichś poglądów, żądań, interesów, to nie tylko obniża to jakość polityków, ale ma też wpływ na media i dowolność ich interpretujących rzeczywistość działań. To nie media odzwierciedlają opinię publiczną, ale bezwzględnie ją tworzą.

Powraca też pytanie o znaczenie mediów publicznych i ich rolę. Widać tu jak na dłoni, na czym w działaniu demokracji powinna polegać ich kluczowa rola: właśnie publiczne media powinny stać się płaszczyzną, na której ujawniają się, prezentują, ścierają, dyskutują i układają różne punkty widzenia, różne perspektywy, poglądy, wartości, aby wytworzyć możliwie racjonalny i możliwie wspólny obraz świata. Nie trzeba jednak dodawać, że w kwestii, o której tu mowa, obecne media publiczne wykazały się stronniczością godną minionej epoki.

Ukryte treści

Kształt polskiej polityki objawił jeszcze jedną słabość, zwłaszcza gdy premier podjął decyzję o tym, żeby w ogóle problem wywołany aferą hazardową zlikwidować po prostu przez likwidację automatów do gry. Ha! Wszystko w imię świętych wartości.

Tyle tylko, że cały proces, który uruchomiła afera hazardowa, znowu całkowicie zakrył i pozostawił poza namysłem i dyskusją naprawdę doniosłe problemy, przed których stoimy, a wobec których rząd zdaje się być dość bezradny: rosnące problemy ze służbą zdrowia, zagadnienia reform oświatowych i nauki, kwestie budżetu i euro, konsekwencje wejścia w życie - zapewne w najbliższej przyszłości traktatu lizbońskiego itp., itd.

Może więc to półmetek rządu Donalda Tuska będzie dobrą okazją, by powrócić do prawdziwej debaty publicznej?