Za nami 100 dni funkcjonowania parlamentu. W dyskusji poruszanej na ten temat mówi się m.in. o kwestii podniesienia autorytetu Sejmu. Po pierwsze, trzeba zwrócić uwagę, że parlament jest zawsze taki, jakim wybierze go społeczeństwo. Cieszę się, że w obecnej kadencji jakość sił politycznych, które trafiły do Sejmu, jest o wiele lepsza niż w poprzednich. Nie ma w nim bowiem ugrupowań jawnie radykalnych, populistycznych, niedojrzałych. To populiści w rodzaju Samoobrony czy LPR, czy ogromnej liczby niezdyscyplinowanych posłów niezrzeszonych na długo popsuli wizerunek polskiego parlamentaryzmu.

Reklama

Tak było zresztą zawsze, że partie marginalne, ale bardzo krzykliwe i awanturnicze, niestety, w największym stopniu budowały negatywny wizerunek polskiego parlamentu. Dzisiaj w parlamencie są cztery kluby parlamentarne, które reprezentują raczej dojrzałe środowiska politycznie. Oczywiście zdarzają się pojedynczy posłowie, którzy wyróżniają się albo nadmiernym temperamentem, politycznym ADHD, i też psują wizerunek. Odnoszę jednak wrażenie, że zaszła zasadnicza zmiana na lepsze.

Droga do poprawy jakości polskiej klasy politycznej wiedzie przez żmudną edukację społeczną, której celem jest to, by mniej niedojrzałych i krzykliwych ludzi oraz środowisk trafiało do parlamentu. Co można zrobić?

Szansę, choć nie gwarancję, może stworzyć zmiana ordynacji wyborczej. Wprowadzenie wyborów w okręgach jednomandatowych, kiedy będą się ścierać nie listy partyjne, a pojedyncze osoby. Dzięki temu kandydaci będą przechodzić przez gęstsze sito. Jestem przekonany, że ustanowienie okręgów jednomandatowych, to zwiększenie szansy na ostrą konkurencję między partiami i poszczególnymi kandydatami. Zaś konkurencja w polityce, tak jak w biznesie, na ogół podnosi jakość albo towaru, albo usługi, albo - jak w tym przypadku - polityka.

Mając na uwadze poprawę wizerunku polskiego parlamentu, zwracam się z apelem do mediów, by nie pokazywały tylko i wyłącznie sali sejmowej. Ta bowiem, ze swojej natury, zapełnia się głównie podczas głosowań.

Warto pokazywać również prace sejmowych komisji, które są istotą pracy parlamentu. Tam na ogół pracuje się bardziej rzetelnie, a mniej jest fajerwerków. Niewątpliwie należy dążyć do zmiany przekazu medialnego z obrad Sejmu, tak by akcent postawić na komisje. Wtedy społeczeństwo zobaczy, że polski parlament to nie tylko puste ławy w czasie debaty, ale też pełne sale, gdzie pracują sejmowe komisje. Komisja Przyjazne Państwo, którą kieruje Janusz Palikot, pracuje nawet teraz, pomiędzy sesjami Sejmu.

Przy okazji podsumowania 100-dniowej pracy Sejmu padają też zarzuty, że koalicja skierowała do marszałka zbyt mało projektów ustaw. Tych zarzutów nie można jednak adresować do parlamentu. Ten bowiem zawsze pracuje nad projektami rządowymi, a sam z siebie przygotowuje zwykle niewiele ustaw. Tak było zawsze, tak jest i tak być powinno. To władza wykonawcza odpowiada za jedność polityki państwa i spoistość systemu prawnego. To prawda, że na razie nie ma zbyt wielu projektów. Należy jednak pamiętać, że w przeszłości zbyt wiele było przypadków, kiedy ilość kompletnie nie szła w parze z jakością. Liczne dowody na to mieliśmy w przeszłości, kiedy Trybunał Konstytucyjny kwestionował prawo uchwalane przez parlament.

Reklama

Dowodem na złą jakość uchwalanego prawa jest również bardzo intensywnie pracująca wspomniana już komisja Janusza Palikota, która wyłapuje ogromną liczbę błędów, mankamentów, śmieszności, dziwaczności w polskim prawie.

Pamiętam czasy, gdy marszałkowie prześcigali się, kto więcej ustaw przeprowadzi przez Sejm, wychodziły z tego czasem istne potworki prawne. Im dalej jesteśmy od okresu gwałtownej przebudowy państwa, tym mniejsza jest potrzeba stachanowskiej rywalizacji w parlamencie. Najwięcej ustaw przeszło przez parlament w okresie, gdy dostosowywaliśmy nasze prawo do unijnego, przed akcesją. Dziś nie ma presji na tak szybkie tworzenie nowego prawa. Zamiast tego trzeba stawiać na jakość tworzonego prawa, a nie jego ilość. W najbliższych tygodniach wpłyną zresztą do Sejmu liczne projekty rządowe.

W jakiejś mierze wizerunek Sejmu jest także związany z regulaminem izby, który jest formalną podstawą działania marszałka, klubów i posłów. Niewątpliwie do pogłębienia krytycznej opinii o Sejmie przyczyniły się wydarzenia z ubiegłej kadencji, gdy dochodziło do swoistej bezkarności marszałka. Mógł robić, co chciał, i miał w nosie problem odwołania go z funkcji. Od niego bowiem zależało, czy posłowie będą mogli głosować nad takim wnioskiem, czy też nie. Uważam, że to jest sprawa nie tylko honoru, ale także odpowiedzialności marszałka za parlamentaryzm. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem wprowadzenia zmian w regulaminie Sejmu, które wprowadzą możliwość konstruktywnego wotum nieufności wobec marszałka. Gdy zmiany te wejdą w życie, marszałka będzie można odwołać bardzo szybko, pod warunkiem jednak, że przedstawi się kandydata dysponującego większością na jego miejsce. Uważam, że przez likwidację takich niehonorowych rozwiązań, jak możliwość blokowania przez marszałka wniosku o własne odwołanie, wiedzie droga do poprawy obrazu Sejmu w oczach społeczeństwa, zwiększenia zaufania do niego. Dzięki temu społeczeństwo przestanie mieć wrażenie, że politycy dbają wyłącznie o własne stołki.