Od czasów Bogumiła Kobieli, nigdy to stwierdzenie nie było bardziej prawdziwe niż dziś, w dniu śmierci Jana Machulskiego. Był on najwyższej klasy profesjonalistą w tym, co robił i w najwyższym stopniu życzliwym człowiekiem w kontaktach z innymi.
Jego niewykorzystany talent, mimo kilku wielkich ról w filmach takich jak "Ostatni dzień lata", "Sublokator" czy "Vabank", był nie tylko dramatyczny, ale także komediowy, co jest jeszcze rzadsze i jeszcze bardziej poszukiwane przez widzów. Niestety, tylko przez nich.
Chciałbym powiedzieć, że był przy tym dowcipnym, inteligentnym współpracownikiem i współtwórcą, z którym praca to nie była praca, a właściwie zabawa. Był też najbardziej fotogenicznym aktorem w całej powojennej kinematografii, która odniosła wielką stratę.
A największą poniósł Julek Machulski, z którym łączę się w żalu.