Prawdę mówił Jacek Kurski, gdy kilkakrotnie zapowiadał zmianę swojego wizerunku. Porzucił wyraziste heppeningi na rzecz miękkiego, choć głośnego zapewniania o własnej lojalności wobec prezesa PiS. Ale gdzieś po drodze zgubił zwyczajny rozsądek i męskie umiarkowanie w słowach. I jak dorastająca panienka zaczął histerycznie reagować na wszelkie nawet nie publikacje, ale tylko wzmianki mogące go jego zdaniem w oczach Jarosława Kaczyńskiego umniejszać.

Reklama

>>> Kurski chce zamknąć usta posłom PiS

Oto wczoraj przysłał do naszej redakcji list z żądaniem umieszczenia sprostowania za wydrukowanie powszechnie znanych, publikowanych w wielu mediach stwierdzeń, iż jest zwolennikiem zakazu nieoficjalnych rozmów z dziennikarzami i że on sam taką deklarację już złożył. Chce sprostowania, że przywołując te fakty, nasi dziennikarze z nim nie rozmawiali. Proszę bardzo - stwierdzamy: nie rozmawiali. Ale gdzie napisali, że rozmawiali? Opisali po prostu tło wydarzeń będących tematem artykułu - kuriozalnego śledztwa w PiS w poszukiwaniu rzekomego "szczura". Ale Kurski idzie dalej. Twierdzi, że naszym wrednym celem jest "podważenie zaufania Prezesa Jarosława Kaczyńskiego do mnie w związku z ważnymi decyzjami, jakie będzie podejmować" (pisownia oryginalna).

Tak oto na naszych oczach jastrząb nie tylko przeistoczył się w sympatyczną małpkę, ale założył też śmieszną czerwoną cyrkową czapeczkę. Zabiegając o posadę europarlamentarzysty w Brukseli, zgubił elementarną powagę. Bo zaprawdę, do głowy by nam nie przyszło przejmować się tak bardzo relacjami między prezesem Prawa i Sprawiedliwości a jednym z jego posłów, jak to Kurski sugeruje. A już na pewno nie chcemy niczego "pomniejszać". Choć możemy skomentować, bo ten list i cała sprawa, te wszystkie śledztwa wewnątrzpisowskie prowadzone z całą powagą więcej mówią o tej partii niż sążniste analizy socjologiczne. Czy formacja, która tak bardzo publicznie zajmuje się sobą, może jeszcze mieć czas i energię, by skutecznie walczyć o poparcie Polaków? Wątpliwe.

Reklama

Równie smutne było wsparcie, jakiego posłowi Kurskiemu w jego dzielnym i śmiesznym boju z dziennikarzami udzieliła wczoraj "Rzeczpospolita". Poważna gazeta, idąc za wskazówkami polityka PiS, uruchomiła potężne narzędzie. Jej dziennikarz najpierw prywatnie zadzwonił do naszego reportera z pytaniem o tekst o Kurskim, potem opublikował tę pogawędkę jako rzekomy wywiad, by w końcu zapowiedzieć listę oficjalnych pytań o relacje łączące rzekomo reportera z innym politykiem PiS. Słowem - kuriozum. O ile jednak Kurski śmieszy, to zachowanie reportera "Rzeczpospolitej" smuci.