Ostateczna decyzja zapadła w piątek 25 marca w kawiarni przy warszawskim Dworcu Centralnym. Tego dnia, przed 30 laty, po wielu tygodniach spotkań i rozmów, Andrzej Czuma, Leszek Moczulski i Maciej Grzywaczewski podjęli decyzję o powołaniu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, którą następnego dnia ogłoszono podczas konferencji prasowej zorganizowanej w mieszkaniu Antoniego Pajdaka przy ul. Śliskiej.

W spotkaniu w dworcowej kawiarni uczestniczył też Józef Rybicki, ale nie poparł podjętej tam decyzji. Kilka godzin wcześniej razem z Moczulskim był na spotkaniu "ostatniej szansy" z członkami KOR Janem Józefem Lipskim i Jackiem Kuroniem. Bezskutecznie próbowano na nim po raz kolejny osiągnąć porozumienie i stworzyć wspólną organizację, która rozszerzyłaby zakres działania KOR, ograniczony początkowo do pomocy ofiarom represji po protestach robotniczych z czerwca 1976 r.

Opozycyjny inkubator
Negocjacje późniejszych twórców ROPCiO z korowcami formalnie rozbiły się o skład kierownictwa mającego powstać Ruchu. Moczulski domagał się parytetu 50:50, na co Lipski i Kuroń nie wyrażali zgody, uważając, że działający już od prawie pół roku KOR osiągnął na tyle silną pozycję, że nie może się roztopić w szerszej strukturze, nie zachowując nad nią kontroli. Był jednak i inny powód, dla którego porozumienie okazało się niemożliwe. Jak napisał później w swej historii KOR Jan Józef Lipski: "konieczność rozmawiania również i z Leszkiem Moczulskim nie cieszyła KOR-u. Moczulski przez wiele lat był jednym z ludzi decydujących o obliczu <Stolicy>, ilustrowanego tygodnika o charakterze regionalnym. Pismo to w okresie 1968 r. związane było z grupą gen. Moczara". Podejrzenia o związki z inną z PZPR-owskich frakcji żywił z kolei wobec niektórych korowców zarówno Moczulski, jak i część pozostałych twórców Ruchu Obrony.

Mimo braku porozumienia z KOR, co z czasem przeobraziło się w niemal otwarty konflikt, w skład ROPCiO weszło kilka środowisk o odmiennej genealogii. Najważniejsze były cztery grupy. Liderem pierwszej był Andrzej Czuma, mający za sobą działalność w antykomunistycznym Ruchu istniejącym w końcu lat 60., za co zapłacił kilkuletnim pobytem w więzieniu. Drugą tworzyli współpracownicy Moczulskiego, za którym ciągnął się nie tylko zarzut związków z moczarowcami, ale i rozgłos, jaki zdobył, publikując dwie źle odebrane przez władze książki: "Wojnę polską" (o kampanii wrześniowej 1939 r.) oraz "Dylematy" (historia powojennej Europy Zachodniej). Trzecia grupa pochodziła z Łodzi i opierała się na działaczach zlikwidowanego przez kierownictwo PZPR Związku Młodzieży Demokratycznej, którym przewodził Karol Głogowski. Czwarte środowisko uformowało się w Gdańsku wokół Aleksandra Halla i obejmowało głównie studentów.

Utworzenie ROPCiO, który w pierwszym roku istnienia zdołał powołać swoje przedstawicielstwa w 12 miastach, stanowiło kolejny krok milowy w dziejach opozycji demokratycznej w PRL. Po przełomie, jakim stało się utworzenie we wrześniu 1976 r. KOR, którego twórcy odważyli się prowadzić jawnie większość swoich działań, Ruch Obrony wstąpił na ścieżkę częściowo już przetartą przez Kuronia i Macierewicza. Jednak wbrew nazwie i formalnie deklarowanym celom początkowo sprowadzającym się do monitorowania przestrzegania przez władze PRL ratyfikowanych na początku marca 1977 r. Międzynarodowych Paktów Praw Człowieka w rzeczywistości liderzy Ruchu nosili się z ambitniejszymi zamiarami. ROPCiO miał się stać swoistym opozycyjnym inkubatorem formującym ludzi i organizacje, które miały podjąć otwartą walkę o niepodległość Polski. Tak się zresztą do pewnego stopnia stało, a historia Ruchu, obfitująca w konflikty i rozłamy, stanowi swoistą prefigurację dziejów polskiej prawicy po 1989 r. W ROPCiO - inaczej niż w KOR - znaleźli się bowiem ludzie odwołujący do różnych tradycji polskiej prawicy. Głównie tej spod znaku Józefa Piłsudskiego, ale nie brakowało też chadeków, konserwatystów, a nawet umiarkowanych zwolenników endecji.

Konflikt z KOR
"Mimo formalnego zwycięstwa nad III Rzeszą naród polski nie odzyskał pełni przysługujących mu praw - w szczególności nie korzysta on z zasady samostanowienia narodów" - pisano w oświadczeniu Ruchu z września 1977 r., opublikowanym na łamach wydawanego poza cenzurą pisma "Opinia". Dlatego krytycznie odnoszono się do pojawiających się - m.in. w publicystyce Kuronia - propozycji szukania kompromisu z PZPR i tzw. finlandyzacji (czyli statusu państwa uzależnionego od ZSRR tylko w zakresie polityki zagranicznej), jako etapu przejściowego na drodze do niepodległości. "Po jednej stronie są ci, którzy zmierzają do utrzymania obecnego, totalitarnego systemu monopartyjnej dyktatury, co najwyżej domagając się jakichś działań naprawiackich i maskującej, pseudodemokratycznej kosmetyki. Po drugiej stronie jest demokratyczna opozycja" - głosił artykuł redakcyjny "Opinii" z początku 1978 r. i choć otwarcie tego nie napisano, o skłonność do "działań naprawiackich" podejrzewano niektórych członków KOR, zwłaszcza wywodzących się ze środowiska przedmarcowych "komandosów". Wśród tych ostatnich pojawiał się z kolei pogląd, że ROPCiO jest strukturą mocno podejrzaną, prawdopodobnie stworzoną z inspiracji władz PRL, by zaszkodzić KOR. Poglądy tego rodzaju były też kolportowane przez niektórych współpracowników KOR na Zachodzie i odegrały istotną rolę w ograniczeniu pomocy zagranicznej dla Ruchu oraz dystansie ze strony Radia Wolna Europa, które pozostawało najważniejszym medium nagłaśniającym działalność opozycji i represje wobec jej działaczy.

Jednak to nie brak zaufania ze strony korowców ani będąca jego konsekwencją wstrzemięźliwość wielu ośrodków na Zachodzie przesądziły, że Ruch Obrony do końca swego istnienia w 1981 r. nie wyszedł z cienia Komitetu Samoobrony Społecznej "KOR". Znacznie ważniejszy okazał się długotrwały, zakończony rozłamem konflikt w ROPCiO. Zrodził się w redakcji cytowanej już "Opinii", którą obok Moczulskiego tworzyli m.in. Wojciech Ziembiński i Kazimierz Janusz. Dominująca osobowość późniejszego założyciela KPN szybko dała się we znaki pozostałym osobom zaangażowanym w pismo. Jednak głównym adwersarzem Moczulskiego został Andrzej Czuma, wraz z nim piastujący funkcję rzecznika ROPCiO, a zarazem nieformalnego lidera.

Do konfrontacji obu grup doszło podczas III Spotkania Ogólnopolskiego uczestników ROPCiO w czerwcu 1978 r. w Zalesiu Górnym pod Warszawą. Poprzedziły je oskarżenia m.in. o defraudację organizacyjnych pieniędzy, podejrzane związki polityczne oraz spory o formułę Ruchu. W trakcie obrad Moczulski został większością głosów usunięty z redakcji "Opinii". W odpowiedzi założył pismo "Droga". Wokół niego uformowało się środowisko, które we wrześniu 1979 r. powołało Konfederację Polski Niepodległej - pierwszą organizację opozycyjną otwarcie określającą się jako partia polityczna i głoszącą, że jej celem jest obalenie dyktatury PZPR. W KPN zabrakło jednak dwóch środowisk, początkowo popierających Moczulskiego w sporze z Czumą: gdańskiego (późniejszy Ruch Młodej Polski) oraz łódzkiego, które stworzyło Ruch Wolnych Demokratów. Paradoksalnie rozłam w ROPCiO przyspieszył proces krystalizacji środowisk opozycyjnych tworzących mozaikę polskiej opozycji demokratycznej przed narodzinami "Solidarności".

Infiltracja SB

Nie ulega wątpliwości, że kryzys ROPCiO był na rękę władzom i Służba Bezpieczeństwa miała w nim swój udział. W Ruchu działało - i to w gronie przywódczym - kilku jej tajnych współpracowników. Nazwiska niektórych już ujawniono, a ich identyfikacja pozwala prześledzić mechanizm tzw. działań dezintegracyjnych podejmowanych przez bezpiekę. Dobrze ilustruje to przykład paraliżowania przez agentów umieszczonych w ROPCiO wszelkich prób nawiązania współpracy z KOR. Kiedy w maju 1977 r. zamordowano współpracownika KOR Stanisława Pyjasa, Moczulski postulował, by Ruch wyraźnie zaangażował się w organizowane przez korowców protesty w tej sprawie. Jednak jego opinię storpedował Andrzej Mazur (TW Wacław) należący do najważniejszych tajnych współpracowników SB w Ruchu.

W kontekście tej sprawy rodzi się pytanie o związki z SB samego Leszka Moczulskiego, który został uznany za kłamcę przez sąd lustracyjny w dwóch instancjach. Sąd orzekł, że jako TW Lech współpracował on z SB w latach 1969 - 1977, a zarazem ocenił, że po 4 kwietnia 1977 r. lustrowany przestał być TW lt;Lechgt; i przeszedł zdecydowanie do opozycji. Jeśli przyjmiemy, że ustalenie sądu odpowiada prawdzie, to oznacza, że Moczulski wkrótce po utworzeniu ROPCiO zerwał współpracę i jego działalność jako rzecznika tej organizacji, a później lidera KPN była autentyczną walką z reżimem komunistycznym. Tezę tę czyni prawdopodobną to, że jako przywódca Konfederacji niemal cały okres lat 1980-1986 (w tym legalnej działalności NSZZ Solidarność) Moczulski spędził w więzieniu.

Podsumowując wyniki spotkania działaczy Ruchu w Zalesiu Górnym, dyrektor Departamentu III MSW gen. Adam Krzysztoporski zalecał pogłębianie - w toku rozmów z niektórymi członkami grupy - wzajemnych nieufności poprzez lt;ujawnianiegt; znanych nam danych kompromitujących poszczególne osoby i formy ich działania. Działania te przyniosły pożądany skutek i w Ruchu po kilkunastu kolejnych miesiącach pozostali niemal wyłącznie zwolennicy Andrzeja Czumy.

Inaczej potoczyły się dzieje KSS KOR, w którym mimo nasilającej się rywalizacji między większościową grupą zdominowaną przez dawnych komandosów, a środowiskiem Głosu (Antoni Macierewicz i Piotr Naimski) nie doszło do otwartego rozłamu. Porównanie to może sugerować - przynajmniej w świetle dzisiejszej wiedzy - że KSS KOR pozostał odporniejszy na działania podwładnych gen. Krzysztoporskiego. Jednak pogląd, że porażka ROPCiO w rywalizacji z KOR o prymat w szeregach polskiej opozycji była dziełem bezpieki i jej tajnych agentów wydaje się dużym uproszczeniem. Ignorującym znaczenie takich czynników jak rozbudowane kontakty niektórych działaczy KOR na Zachodzie czy też te cechy twórców ROPCiO, których trwałość na prawej stronie sceny politycznej mogliśmy oglądać już w III RP przy okazji takich wydarzeń jak Konwent św. Katarzyny czy pseudonegocjacje liderów PO i PiS po wyborach z 2005 r. Wspominając zatem z okazji 30. rocznicy powstania dokonania ROPCiO, nie sposób nie zauważyć, że losy tej organizacji i jej twórców dowiodły po raz kolejny, że historia nie jest nauczycielką życia. Przynajmniej dla polityków prawicy.

Antoni Dudek, historyk, wykładowca UJ. Zajmuje się historią polskiej myśli politycznej i najnowszą historią Polski, autor i współautor wielu książek o historii politycznej PRL i III RP, m.in. Reglamentowanej rewolucji. Obecnie doradca prezesa IPN

























Reklama