Klara Klinger: Jest pan pierwszoligowym menedżerem: kojarzy się pana z takimi spółkami jak Bank Pekao SA, PKN Orlen, którego był pan prezesem, czy Ruch, którym pan obecnie zarządza. Mało kto wie, ale zarządza pan również majątkiem wspólnoty ewangelickiej w stolicy. Dlatego dziś chciałabym porozmawiać – i z panem, i z księdzem proboszczem – jak to jest być ewangelikiem w katolickim kraju. Czy kiedykolwiek miał pan nieprzyjemności z tego powodu?

Reklama

Igor Chalupec: Nigdy. Choć zdarza mi się słyszeć o takich sytuacjach, sam nie zetknąłem się z żadnymi przejawami dyskryminacji czy niechęci. A wręcz odwrotnie. Mam wrażenie, że kiedy ktoś dowiadywał się o moim wyznaniu, częstokroć wywoływało to życzliwe zainteresowanie. Wiele osób ma bardzo pozytywne skojarzenia związane z ewangelickością. Choć często stereotypowe.

Czyli?

Ewangelika jako osoby pracowitej, która bierze odpowiedzialność za podjęte zobowiązania. I choć oczywiście nie wszyscy ewangelicy tacy są, to ideał, do którego powinniśmy dążyć.

Pochodzi pan z rodziny ewangelickiej?

Jestem z rodziny katolicko-ewangelickiej. Ojciec był katolikiem, a mama ewangeliczką. Ojciec nie przywiązywał zbyt dużej wagi do spraw religijnych, zaś moim wychowaniem początkowo zajmowała się przede wszystkim babcia ze strony mamy. A ponieważ była bardzo religijna i praktykująca, miały z mamą duży wpływ na mnie w sferze duchowej. Jednak z uwagi na tę dwuwyznaniowość w domu zostałem ochrzczony bardzo późno. Rodzice uznali, że decyzję, czy będą katolikiem czy ewangelikiem, czy w ogóle pozostanę wierzący, powinienem podjąć, jak już będę pełnoletni.

*Igor Chalupec, finansista i przedsiębiorca. Wiceminister finansów w latach 2003–2004

Reklama