Mija sześć miesięcy pańskiego urzędowania. Jaki bilans?
Nie robiłem takiego podsumowania, ale wydaje mi się, że nie ma takiego zagadnienia, o którym bym powiedział, że się nie udało. Natomiast pewne procesy się wydłużają, jak na przykład przygotowanie koncepcji 5G. Myślałem, że dziś będziemy mieć ją już gotową. Okazało się to niemożliwe, bo musimy wykonać analizy, które po prostu trwają.
A co pan uzna za swój sukces?
Najważniejsza, biorąc pod uwagę, w jakiej atmosferze i stanie zacząłem pełnić obowiązki, jest legislacja. Prawie wszystkie projekty, które były w procesie, udało się zakończyć. Zostają jeszcze przepisy sektorowe RODO – wymagają uzgodnień między resortami. Ale jesteśmy już na ostatniej prostej. Dzięki temu, że mamy CEPiK, bardzo wiele możemy zrealizować i wprowadzać kolejne ułatwienia dla obywateli. Już to, że nie musimy wozić dokumentów samochodu ani OC, świadczy o tym, że system działa. Za chwilę będziemy uruchamiać pakiet deregulacyjny dla kierowców. To kolejne udogodnienia. Na przykład karta pojazdu: to dokument, który kosztuje, a jest zbędny. Został wymyślony wiele lat temu jako element zabezpieczenia przed falą kradzieży. Dziś jest niepotrzebny. System działa i wszystkie dane mogą być weryfikowane. To jest korzyść drobna, ale taka, którą odczują obywatele.
Reklama
Nie poruszył pan problemu bezpieczeństwa danych. Przyjęliście bardzo dobrą ustawę, która ma szansę uregulować tę kwestię od strony legislacyjno-prawnej. Na publikację czekają ostatnie rozporządzenia. Z drugiej strony znaczna część polskiego biznesu jest zupełnie nieprzygotowana, nie zdaje sobie sprawy z czyhających zagrożeń. Jakie zadania, oprócz legislacji, widzi pan dla resortu cyfryzacji, żeby przygotować administrację oraz biznes na te wyzwania?
Legislacja jest kluczowa. Tworzymy system instytucjonalny. To być może brzmi banalnie, ale zależy nam, by w ramach systemu jak największa liczba podmiotów, na które z mocy prawa nałożymy obowiązek w zakresie bezpieczeństwa danych, zgłaszała inicjatywy. Jeśli chodzi o kwestie cyberbezpieczeństwa, raport NIK z 2015 r. pokazał dramatycznie niską świadomość i brak działań ówczesnego ministerstwa w tym zakresie. Trudno więc jej oczekiwać od przedsiębiorców. To się zmienia. Dziś jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Następna kwestia to znalezienie odpowiednich partnerów. Są instytucje w państwie, które na pierwszy rzut oka nie mają z cyberbezpieczeństwem nic wspólnego, ale tak naprawdę ich wpływ jest kluczowy. Na przykład Urząd Dozoru Technicznego, który odpowiada za bezpieczeństwo techniczne różnych urządzeń, systemów, instalacji. Jednym z elementów, którym ten urząd niebawem powinien się zająć, jest bezpieczeństwo informatyczne systemów, które wykorzystują przedsiębiorcy. Dla przykładu, urząd jest odpowiedzialny za windy. Dzisiaj – w tych największych wieżowcach – są one sterowane elektronicznie. Wyobraźmy sobie, że ktoś włamuje się do systemu i blokuje je we wszystkich wieżowcach w Warszawie. Mamy paraliż – nie mówię już o zwykłym strachu. Chodzi więc o to, by pokazać przedsiębiorcom, jakie są możliwe rozwiązania, jak się zabezpieczać, żeby do takiej sytuacji nie doszło. Przedsiębiorcy mówią, że mają świadomość zagrożeń, ale z wiedzą, na czym one polegają, jest już gorzej. To kwestia edukacji i zadanie do wykonania przez administrację. W tym kontekście ustawa jest bardzo ważna, także dlatego, że wskazuje, jakie instytucje są odpowiedzialne za bezpieczeństwo w sieci. Na przykład NASK w sektorze cywilnym. Inwestujemy w kompetencje tych instytucji, a tym samym w upowszechnienie wiedzy. NASK będzie miała coraz większą wiedzę, coraz szersze kompetencje, ale też coraz więcej pieniędzy, by tę wiedzę upowszechniać.
Najważniejszy będzie projekt e-doręczeń, który spowoduje, że administracja będzie wysyłać do obywateli i przedsiębiorców tylko pliki elektroniczne. Koniec z listami papierowymi
W kontekście konsumentów i małych przedsiębiorców kluczowe jest nie tylko bezpieczeństwo systemów, ale i zachowanie końcowych użytkowników.
U Kowalskiego ważne jest, jak używa komórki, czy bezpieczne są drukarka, laptop, tablet. Mamy przecież przykłady ataków na urządzenia końcowe. To też jest kwestia świadomości i wyboru. Na przykład, czy mam zainstalowany sterownik takiej czy innej firmy. Bo my możemy nałożyć jakieś ograniczenia na infrastrukturę kluczową, czy obowiązki na administrację. Ale już na przedsiębiorców, jeżeli nie jest to element infrastruktury kluczowej – nie. A powinni mieć świadomość, że zakup programu może być potencjalnym źródłem zagrożeń. Wsparcie instytucji takich jak NASK, edukacja i informacja to obowiązki państwa, ale roztropność to powinność obywateli, w tym przedsiębiorców.
Na początku wspomniał pan o CEPIK-u. To jeden z elementów e-państwa. Jakie będą kolejne, które uda się w najbliższym czasie zbudować?
Jeśli uświadomimy sobie, że w 2015 r. ok. 400 tys. osób miało profil zaufany i byli to głównie urzędnicy, którzy musieli korzystać z tego rozwiązania, to zrozumiemy, dlaczego nie było e-usług. Nie było, bo nie było odbiorców. A dlaczego nie było odbiorców? Bo nie było usług.
Czyli klasyczna kwadratura koła.
Zaklęty krąg. To się zmieniło, a zmieni się jeszcze bardziej, gdy na dobre ruszy system środków identyfikacji elektronicznej, które wydawane są nie tylko przez państwo. Mamy ogromny postęp, bo profil zaufany ma dziś 2,5 mln użytkowników. 11 mln deklaracji podatkowych złożono online. Kluczem jest właśnie upowszechnienie środków identyfikacji elektronicznej. Ale jest jeszcze sprawa ważniejsza. Dziś profil zaufany daje możliwość tylko potwierdzania, uwierzytelniania usług w administracji. Środki komercyjne będą dawały i jedno, i drugie. Ważne, że będą za darmo. Jest szansa, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy pojawi się kilkanaście milionów osób, które będą mogły korzystać z e-administracji, na przykład w sferze zdrowia.
No właśnie. Dlaczego do tej pory się nie udawało, a teraz ma się udać...
Było założenie, że budujemy wielkie systemy, rozwiązania centralne, które będą miały każdą funkcjonalność. To da się zrobić, ale wymaga testowania, współpracy wielu podmiotów, np. interesariuszy przy CEPIK-u jest ok. 4 tys., w służbie zdrowia pewnie jeszcze więcej. Trzeba to robić modułowo, etapami i tak konstruować te systemy, żeby one były interoperacyjne, by można było dodawać narzędzia. Dodatkowo w Polsce każdy robił swój system dla siebie. Nie było analizy potrzeb z poziomu krajowego. Na przykład zidentyfikowaliśmy na poziomie administracji rządowej ok. 400 centrów przetwarzania danych. W pewnym sensie zachętą do tego były środki unijne. W Programie Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka każdy dostawał fundusze, by zbudować sobie serwerownię. Teraz nic z tym nie możemy zrobić, bo projekty te są jeszcze w tzw. okresie trwałości.
I jeszcze jedno. Gdy przyszedłem do ministerstwa, na portalu Obywatel.gov.pl było sto kilkadziesiąt e-usług, z czego online 25. Z tego tak naprawdę pięć, a właściwie jedna, bo wszystkie inne miały formę formularzy, które były mniej lub bardziej interaktywne, ale w zasadzie były kopią druków papierowych. Nie było ponownego wykorzystania danych, co więcej, prawo tego zabraniało. Zresztą nadal nie jest łatwo. Kiedy próbowaliśmy, by minister rodziny na potrzeby programu 500+ mógł pobierać dane z ZUS i innych systemów, trzeba było znowelizować kilka ustaw. Zmieniliśmy podejście, ale też narzędzia są coraz nowocześniejsze. Świadomie wstrzymałem prace nad centralną ewidencją kierowców. Dlatego, że póki sobie nie ustalimy, co jest nam potrzebne, jakie są nasze obecne obowiązki wynikające np. z prawa unijnego, realizacja systemu zaprojektowanego 5–6 lat temu nie ma sensu. I to samo robi Ministerstwo Zdrowia, które podzieliło swój system na mniejsze elementy: internetowe konto pacjenta, e-recepty, e-skierowania... Po kolei będziemy te klocki dokładać, wiedząc, że się nie da wszystkiego zrobić naraz.
Jak przyspieszyć proces cyfryzacji administracji?
Najważniejszy będzie projekt e-doręczeń, który spowoduje, że administracja będzie wysyłać do obywateli i przedsiębiorców tylko pliki elektroniczne. Koniec z listami papierowymi. Operatorem będzie Poczta Polska, która będzie dysponować stosowną bazą danych. Przeszuka ją i jeśli Kowalski ma skrzynkę, poinformuje go, że dostał wiadomość, a jeśli nie – wydrukuje dokument i dostarczy w sposób tradycyjny. Chcielibyśmy, by w pierwszej kolejności systemem objęci byli przedsiębiorcy. Wymusimy w ten sposób zmiany w administracji. Urzędom dołożymy do tego elektroniczny system zarządzania dokumentacją, który wszyscy dostaną za darmo – cała administracja, także samorządy. Nie będzie żadnego uzasadnienia, by tego systemu nie stosować.
Kolejnym wyzwaniem jest coś, co nazwaliśmy kodeksem cyfrowym. To plan uporządkowania legislacji w tej sferze. Niebawem każdy obywatel będzie mógł założyć skrzynkę do korespondencji elektronicznej i konto użytkownika na portalu Gov.pl. Logując się przy użyciu profilu zaufanego lub innym środkiem identyfikacji elektronicznej, znajdzie tam wszystkie informacje na temat usług, z których korzysta.
Myślę, że do tego wszystkiego brakuje jeszcze dwóch elementów: powszechnego dostępu do internetu oraz cyfrowych umiejętności społeczeństwa. I to począwszy od najmłodszego pokolenia po najstarsze. Jak rząd zamierza to zmieniać?
Likwidacja białych plam, czyli miejsc, gdzie nie ma internetu, to spore wyzwanie, ale je podjęliśmy. Proszę sobie wyobrazić, że światłowody dotrą do ponad 2 mln gospodarstw domowych i wszystkich szkół w ciągu trzech lat. Ważne, by ta sieć była równomiernie rozłożona na terytorium całego kraju.
Jeśli chodzi o kompetencje, rzecz jest bardziej skomplikowana, bo rzeczywiście musimy adresować wsparcie do różnych grup społecznych i wiekowych. Dlatego tak wielką wagę przykładamy do nauki programowania wśród dzieci. Chodzi o to, by rozumiały świat, który je otacza. Kolokwialnie mówiąc – by wiedziały, że mleko pochodzi od krowy, a nie z kartonu. Żeby wiedziały, że cyfrowy świat oparty jest na algorytmach. By umiały konstruować proste procesy i później je stosować. Dziś musimy kształtować umiejętność adaptacji do zmieniających się warunków. I mamy do tego narzędzia – lekcje programowania, podstawy informatyki. Przygotowaliśmy również specjalny projekt - centrum mistrzostwa informatycznego. Jest przeznaczony do pracy z najzdolniejszymi informatycznie dziećmi. Projekt wystartuje dosłownie. Dzięki niemu powstanie co najmniej 900 kółek informatycznych w całej Polsce. Musimy też wzmocnić system szkolnictwa średniego pod tym kątem. Bo co do jednego nie ma wątpliwości – świat rozwija się w kierunku cyfrowym. A my powinniśmy być nie tylko konsumentami, ale także kreatorami tych rozwiązań.