Gdyby politycy PiS rzeczywiście doszli do wniosku, że seniorzy potrzebują wsparcia, po prostu zgodziliby się na dużo wyższą rewaloryzację świadczeń. Ale tę robi się w marcu, więc decyzja nie miałaby takiej siły rażenia jak jednorazowe zasilenie portfeli emerytów tuż przed głosowaniem do PE.
Jednak dla higieny debaty publicznej należy odpowiedzieć na podstawowe pytanie, które musi pojawić się przy tego typu rozwiązaniach – czy odpowiada ono na jakiś realny problem społeczny? I czy zrobi to w sposób skuteczny? Jednorazowa trzynasta emerytura tego prostego testu nie przechodzi.

Przeciętny portfel emeryta

Nadzwyczajne rozwiązanie, jakim jest przelanie wszystkim seniorom dodatkowej emerytury minimalnej (1,1 tys. zł brutto), byłoby uzasadnione, gdyby ich sytuacja była szczególnie zła. Ale emeryci są jedną z mniej zagrożonych ubóstwem grup w Polsce.
Reklama
Odsetek takich osób w wieku powyżej 65 lat wynosi 13,8 proc.; dla porównania – dla grupy do 17 lat to 14 proc., dla grupy 18–64 lata – 15,6 proc. Beneficjentami pomocy społecznej jest 12 proc. emerytów (choć to 17 proc. społeczeństwa), osób w wieku przedprodukcyjnym – 32 proc., a osób w wieku produkcyjnym – aż 56 proc.
Zasięg skrajnego ubóstwa wśród emerytów jest niemal taki sam, jak u pracowników (4 proc. u tych pierwszych wobec 3 proc. u tych drugich). Przykładowo u rolników ten wskaźnik wynosi 10 proc., a wśród rodzin z co najmniej trójką dzieci – 6 proc. Średni roczny dochód netto na osobę w gospodarstwie emeryckim wynosi 18,5 tys. zł, a w gospodarstwach domowych pracowników niecałe 21 tys. Emeryci mają więc niższy przeciętny dochód rozporządzalny niż pracownicy, ale zdecydowana większość z nich nie musi np. spłacać rat za mieszkanie, gdyż mieszka w lokalach własnościowych nieobciążonych hipoteką.
Trzeba też pamiętać o tym, że sytuacja obecnych emerytów jest lepsza niż to, co czeka dziś pracujących. Przeciętna emerytura wyniosła w 2017 r. 60 proc. średniej wynagrodzenia, tymczasem według OECD obecni pracownicy mogą liczyć na kwotę zastąpienia rzędu 39 proc. zarobków. Dziś wydajemy na emerytury 12 proc. PKB, czyli niemal tyle samo, ile wynosi średnia unijna (13 proc.), choć wciąż mamy jedno z najmłodszych społeczeństw w UE (15 proc. Polek i Polaków to osoby powyżej 65. roku życia, tymczasem średnia unijna wynosi 20 proc.).
Absolutnie nie chcę powiedzieć, że emeryci w Polsce mają się świetnie. Po prostu ich przeciętna sytuacja dochodowa nie uzasadnia wprowadzenia ekstraordynaryjnego świadczenia, bo to nie odpowiada na żaden palący problem społeczny.

Minimum poniżej minimum

Trzynasta emerytura będzie kosztować system ubezpieczeń społecznych ok. 7 mld zł. Ponieważ budżet państwa dopłaca do FUS, można przyjąć, że wydatek ten obciąży bezpośrednio państwową kasę.
Za te 7 mld zł można by pomóc emerytom skuteczniej, choć mniej efektownie. Wielu seniorów otrzymuje emeryturę minimalną, a ta liczba będzie się w kolejnych latach zwiększać. Sytuacja tej grupy rzeczywiście jest zła. Emerytura minimalna w 2019 r. wynosi 1,1 tys. zł brutto (wzrost o 70 zł w stosunku do 2018 r.), czyli 935 zł netto. Tymczasem minimum socjalne dla jednoosobowego gospodarstwa emeryckiego wyniosło w grudniu 2017 r. 1132 zł, czyli 200 zł więcej. Emeryci ze świadczeniem minimalnym żyją więc poniżej minimum socjalnego. Gdyby PiS chciał rzeczywiście pomóc najbardziej potrzebującym seniorom, podniósłby najniższą emeryturę do poziomu minimum socjalnego, do ok. 1300 zł. Dzięki temu ich sytuacja rzeczywiście by się poprawiła – dużo droższa w skali roku trzynasta emerytura pomoże im zdecydowanie mniej.
W Polsce w fatalnym stanie są także usługi opiekuńcze dla osób starszych. Z ustaleń NIK wynika, że co piąta gmina nie zapewnia osobom starszym opieki w miejscu zamieszkania, choć należy to do ich obowiązków. W skali kraju opieką domową objętych jest jedynie 1 proc. osób w wieku powyżej 60 lat. Niezwykle trudno dostać się także do dziennych domów opieki – prowadzi je jedynie co dziesiąta gmina. Zniedołężniałe osoby starsze niemające potomstwa chcącego lub mającego czas się nimi zajmować, są pozostawione same sobie. Rząd co prawda uruchomił program „Opieka 75+”, który dofinansowuje w połowie gminne usługi opiekuńcze dla osób powyżej 75. roku życia, jednak pozostaje on w szczątkowej formie. Jest wart 57 mln zł, to kropla w morzu potrzeb, i jest skierowany jedynie do gmin poniżej 60 tys. mieszkańców. Tymczasem także w większych miastach znalezienie opieki dla seniorów bywa bardzo trudne, a na miejsce w domu opieki można czekać latami.
Rozszerzenie poziomu finansowania (np. do 75 proc.) i objęcie tym programem wszystkich gmin w Polsce bardziej pomogłoby emerytom niż trzynastka, a kosztowałoby ułamek tych 7 mld zł.
Emeryci w największym stopniu korzystają z opieki medycznej. Polska służba zdrowia jest jedną z najmniej dofinansowanych w świecie rozwiniętym i PiS nie pali się do zmiany tego stanu rzeczy. W 2017 r. na publiczną służbę zdrowia przeznaczyliśmy 4,6 proc. PKB, a Czesi – 5,8 proc., Niemcy zaś – 9,6 proc. To przede wszystkim przez niski poziom finansowania tworzą się gigantyczne kolejki do specjalistów, a najsłabiej zasilane oddziały szpitalne są w fatalnym stanie – z geriatrią na czele. A przecież dla osób starszych czas oczekiwania na wizyty czy operacje jest dużo bardziej istotny niż dla osób młodych. Gdyby rząd wsparł NFZ tymi 7 mld zł, zbliżylibyśmy się do poziomu 5 proc. PKB nakładów na służbę zdrowia i przynajmniej część kolejek udałoby się skrócić. Dodatkowo część tej kwoty mogłaby być zarezerwowana dla oddziałów geriatrycznych.

Redystrybucja z głową

Redystrybucja to jedno z najważniejszych zadań cywilizowanego państwa. Jednak działania takie muszą być robione z głową. Po pierwsze, dlatego że poświęcenie pieniędzy na jeden cel sprawia, że brakuje ich na inne. Po drugie, bo lekkomyślnymi rozwiązaniami można ośmieszyć samą ideę redystrybucji, co utrudni wprowadzanie rozwiązań prosocjalnych w przyszłości.
Skandynawom udało się stworzyć sprawne państwo dobrobytu, ponieważ każde rozwiązanie jest tam dokładnie analizowane z perspektywy skuteczności – dobrze by było, gdyby twórcy polskiej odmiany państwa dobrobytu także kierowali sią taką zasadą.
Trzynasta emerytura z przemyślaną redystrybucją niestety nie ma nic wspólnego. To zwyczajna zagrywka przedwyborcza i to jeszcze w najbardziej bezczelnym wydaniu. Psująca zarówno politykę społeczną, jak i politykę w ogóle.