Jan Olaszek - historyk, pracownik Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Badacz dziejów opozycji w PRL. Autor m.in. książki „Podziemne dziennikarstwo. Funkcjonowanie głównych pism informacyjnych podziemnej «Solidarności» w Warszawie w latach 1981–1989”
Porozumienia Sierpniowe – o jakiego rodzaju wydarzeniu tak naprawdę mówimy. Ustawmy je w perspektywie długiego trwania.
Młodym ludziom to wydarzenie może wydawać się czymś mało ważnym. Istnienie niezależnych związków zawodowych jest dziś przecież oczywistością. Ale w państwie komunistycznym, które było pracodawcą większości Polaków i kontrolowało każdy obszar życia społecznego, pierwszy z 21 sierpniowych postulatów – właśnie ten o utworzeniu wolnych związków zawodowych – był prawdziwie rewolucyjny. I fakt, że władze zgodziły się go przyjąć wraz z pozostałymi – tymi społeczno-ekonomicznymi i politycznymi – był przełomem. W pewnym sensie Polacy 1 września 1980 r. obudzili się w innym kraju. Porozumienia Sierpniowe były niewątpliwie jednym z wydarzeń, które doprowadziły do upadku komunizmu.
Powiedział pan, że Polacy „obudzili się w innym kraju”. Tak z dnia na dzień?
Reklama
Częściowo tak. Działacze Komitetu Obrony Robotników, którzy zostali aresztowani w sierpniu 1980 r., mogli wrócić do domów i znowu zacząć działać, bo przecież jeden z postulatów dotyczył zwolnienia więźniów politycznych. Ale to działanie odbywało się już w zupełnie innych warunkach, bo represje w kolejnych miesiącach były znacznie rzadsze i łagodniejsze. Najważniejsze było to, że Polacy mogli po 31 sierpnia sami się organizować. Naprzeciwko komunistów wyrosła realna siła, której ci nie mogli ignorować. Społeczeństwo zyskało reprezentację, z którą władza musiała rozmawiać.
Dlaczego to zadziało się właśnie wtedy?
Zdecydowało wiele czynników, choć pewnie swoją rolę, jak zawsze, odegrał w tym wszystkim też przypadek. Dla podłoża buntu kluczowe znaczenie miał trwający od drugiej połowy lat 70. kryzys gospodarczy. Na to nakładały się aspiracje młodych, którzy chcieli, żeby państwo socjalistyczne realizowało to, o czym tyle samo mówi. Mocno rzucały się w oczy przywileje władzy. Ludzi po prostu drażniło rozjechanie się rzeczywistości z wszechobecną – zwłaszcza w telewizji kierowanej przez Macieja Szczepańskiego – propagandą sukcesu. Na wzrost niezadowolenia społecznego nakładają się jeszcze dwa wydarzenia. Pierwsze miało znaczenie psychologiczne – to przyjazd Jana Pawła II. Po raz pierwszy tak masowo można było publicznie manifestować wspólnotę inną niż ta, którą chciała kreować władza. Ludzie zobaczyli, że inni przeżywają podobne emocje. Było to również doświadczenie organizacyjne – wiele osób zaangażowanych później w działalność opozycji było w służbie porządkowej w czasie pielgrzymki.