Uniwersytety stoją dziś przed trudnymi do pogodzenia wyzwaniami: muszą prowadzić więcej badań naukowych na najwyższym poziomie, kształcić liczniejszą rzeszę studentów i prowadzić kształcenie w zindywidualizowany sposób, starając się jednocześnie pielęgnować relację "mistrz -- uczeń". A przy wszystkich rozbieżnych uwarunkowaniach, powinny być też "zwierciadłem kultury", bo rolą uniwersytetów nie jest wyłącznie wytwarzanie bezpośrednich korzyści ekonomicznych. Ich misja społeczna jest dalekosiężna i trudno ją przekuć w natychmiastowy zysk.

Reklama

To wszystko powoduje, że uniwersytety, wypełniające swoje naukowe, edukacyjne, kulturowe i społeczne zadania, mają trudniejsze warunki konkurowania w świecie, w którym nacisk kładzie się głównie na szybką zastosowalność, transfer wiedzy do gospodarki. Liczą się bowiem teraźniejszość, przełożenie praktyczne na aktualne zapotrzebowanie na rynku pracy. Zapatrzenie się na te elementy może skutkować sprowadzaniem roli uniwersytetu do funkcji wyższej szkoły zawodowej.

Pojawia się jeszcze inna, ważna kwestia: czy przez fakt, że instytucje naukowo-badawcze lub ukierunkowane na kształcenie, w tym zawodowe, zostaną nazwane uniwersytetem, automatycznie staną się nim w rzeczywistości? Nie ma potrzeby uniformizowania wszystkiego, przecież bogactwo rodzi się z różnorodności.

Nowa sytuacja globalna, w jakiej znalazło się szkolnictwo wyższe, powinna jak najszybciej doprowadzić do wypracowania równowagi między wymaganiami gospodarki opartej na wiedzy (w tym m. in. przyciąganie prywatnych środków finansowych, "urynkawianie" kierunków studiów), a misją intelektualną i kulturalną uniwersytetu, zapewniając jednocześnie ciągłość prowadzenia i rozwijania wszystkich typów badań naukowych i kształcenia.