O tym, że VAT wzrośnie o 1 proc. na dwa, trzy lata, zdecydowały względy polityczne. Podatek ten, już teraz jeden z wyższych w Europie, jest ukryty w cenie i nie bije tak mocno po oczach jak obniżenie pensji netto. Lepiej też, gdy opodatkowywana jest konsumpcja niż praca. Najgorszym rozwiązaniem byłoby podniesienie PIT czy składki rentowej. Albo nierobienie niczego i czekanie, aż przygniecie nas góra długów.
Mam jednak wątpliwości. To prawda, że ratując finanse, wiele państw podnosi podatki. Na przykład Brytyjczycy zwiększają podstawową stawkę VAT z 17,5 do 20 proc. Tyle że równocześnie ostro tną wydatki – z wyższych podatków ma być tylko jedna czwarta poszukiwanych kwot, reszta zaś przypada na oszczędności. U nas o nich specjalnie nie słychać. Poza tym podniesienie stawki VAT o 1 pkt proc. da budżetowi tylko 4 – 5 mld zł i niczego nie rozwiąże. Boję się też, że wyższa stawka już pozostanie na dobre. Podatek Belki też miał być tylko tymczasowy.