"Przestrzeganie praw mniejszości i opozycji to podstawowy warunek zbliżenia Białorusi z UE" - podkreślił szef MSZ Radosław Sikorski w TVP Info. W tym tygodniu do Polski przyjedzie minister spraw zagranicznych Białorusi. To będzie okazja do - jak to określił Sikorski - "męskiej rozmowy".

Reklama

A będzie o czym rozmawiać. Związek Polaków na Białorusi został dziś bowiem brutalnie potraktowany przez białoruskie służby bezpieczeństwa.

"Przed chwilą białoruskie władze przejęły siłą w całości Dom Polski. Siłą wyciągnięto osoby z naszego związku, które były wewnątrz budynku - po prostu za ręce. Użyto przemocy wobec starszych osób, bo w trakcie dnia pracy mogli tam być tylko emeryci. Teraz budynek w całości jest pod kontrolą białoruskich władz" - relacjonował prezes Rady Naczelnej ZPB Andrzej Poczobut. Dodał, że zatrzymano siedmiu działaczy ZPB jadących do Iwieńca.

Milicja wypuściła polskich działaczy dopiero późnym wieczorem. "Przetrzymywani byli na komisariacie w Wołożynie. Zarzucano im, że byli jakoby poszukiwani listami gończymi. Milicja nie wpuściła nas do środka" - mówił Poczobut.

Poinformował też, że spółce Polonika w Grodnie, której dyrektorem jest Andżelika Borys, białoruski sąd gospodarczy wyznaczył dodatkową grzywnę w wysokości 15 tys. dolarów oprócz wymierzonej wcześniej grzywny wysokości 25 tys. dol. Polonice zarzucono prowadzenie nielegalnej działalności charytatywnej. Stworzona przez nieuznawany przez władze w Mińsku ZPB Andżeliki Borys spółka prowadzi między innymi szkołę społeczną, w której języka polskiego uczy się ponad 400 osób.

Reklama

Co oznaczają te działania białoruskich władz? "Jest oczywiste, że chcą zepchnąć nas do totalnego podziemia" - powiedział Poczobut. "Przejęli kolejny Dom Polski. Myślę, że przejmą pozostałe" - dodał. "Pokazuje to też, że sytuacja Polaków na Białorusi absolutnie się nie zmieniła od 2005 r. - ocenił działacz. - Wtedy stosowano przemoc i teraz w podobny sposób przejęto Dom Polski. Mówienie, że Łukaszenka się zmieni, że będzie lepiej, że będzie demokratyzacja, to tylko mrzonki. Łukaszenka stawia na przemoc".

Na temat wejścia białoruskiej milicji do Domu Polskiego w Iwieńcu rozmawiał po południu z wezwanym do MSZ ambasadorem Republiki Białorusi Wiktarem Gajsionakiem wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer. "Minister Kremer przekazał ambasadorowi Białorusi nasze bardzo poważne zastrzeżenia, które budzą działania sił bezpieczeństwa Białorusi. Zaznaczył, że tego typu działania represyjne są dla nas nie do zaakceptowania" - relacjonował rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.

Reklama

Na konsultacje do Warszawy został wezwany ambasador RP na Białorusi Henryk Litwin.

Czytaj dalej >>>



Do Iwieńca udał się także w poniedziałek polski konsul na Białorusi Marek Martinek, który nie został wpuszczony do Domu Polskiego.

Szef Wspólnoty Polskiej Maciej Płażyński oświadczył, że stowarzyszenie to oczekuje twardego stanowiska władz polskich w sprawie przejęcia Domu Polskiego w Iwieńcu. "Oczekujemy od władz polskich - od premiera po ministra spraw zagranicznych - twardej reakcji w stosunku do władz białoruskich, bo jeśli tej reakcji nie będzie, to pozostały majątek też zostanie zajęty przez władze w Mińsku, a działalność ZBP sparaliżowana" - powiedział.

Płażyński zaznaczył, że przejęcie Domu w Iwieńcu stanowi swego rodzaju przełom w dotychczasowej sytuacji, ponieważ - jak mówił - do tej pory, mimo że władze białoruskie nie uznawały Związku Polaków na Białorusi kierowanego przez Andżelikę Borys, to jednak nie prowadziły represji w stosunku do domów należących do tej organizacji. W ocenie Płażyńskiego przejęcie domu w Iwieńcu to "wyraźne zaostrzenie" sytuacji.

Zwrócił też uwagę, że od pięciu lat w rękach Związku Polaków na Białorusi są tylko trzy domy - w tym ten w Iwieńcu - z 16, które nasz kraj wybudował na Białorusi w latach 90. "Oczekujemy powrotu majątku do prawowitych właścicieli, czyli do ZPB" - podkreślił.

W opinii Płażyńskiego prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zrozumiał ostatnie ocieplenie stosunków z Unią Europejską jako przyzwolenie na twarde działania w stosunku do mniejszości polskiej. "Skoro Europa mu trochę odpuściła, to on wykorzystał to, by rozprawić się ze środowiskiem najsilniejszym, jeżeli chodzi o niezależność, czyli z organizacjami polonijnymi. Polacy płacą w ten sposób cenę za pozorną poprawę klimatu politycznego na Białorusi" - zaznaczył Płażyński.

Białoruskie władze nie uznają ZPB Andżeliki Borys, który przez Warszawę uważany jest za jedyny prawomocny. Dla Mińska legalny jest Związek Polaków kierowany obecnie przez Stanisława Siemaszkę. Do rozłamu doszło zjeździe ZPB w marcu 2005 roku, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys.