W znacznej części świata zachodniego liberalizm znalazł się w odwrocie. Dlaczego tak się stało?
Myślę, że to, co dziś obserwujemy w wielu krajach rozwiniętych, jest sprzeciwem wobec szczególnej, skrajnej wersji liberalizmu – takiego, który domaga się wymazania wszelkich arbitralnych ograniczeń narzuconych nam z góry, czy to przez władzę polityczną, czy to przez naturę i kulturę. Stoi za tym indywidualistyczna koncepcja wolności sprowadzająca się do wyzwolenia ludzi od uwarunkowań miejsca, historii, a nawet tożsamości. Na poziomie jednostkowym dotyczy to zastanych przez nas obowiązków, zależności i relacji wynikających z tradycji, zwyczajów, ugruntowanych norm społecznych i przynależności grupowych. Liberalizm uznaje je za nieracjonalne obciążenia ograniczające nasze pole wyboru. Jaskrawy wyraz tego przekonania widać obecnie zwłaszcza w zacieraniu granic dotyczących płci i seksualności, redefinicji rodziny, przymiarkach do zaprzęgnięcia nauki i technologii do ingerencji w cechy genetyczne dzieci czy nawet badaniach nad możliwościami reprodukcji z pominięciem "tradycyjnej" biologii człowieka. Na poziomie państw obalanie granic odnosi się zaś m.in. do stopniowego przekazywania kompetencji na poziom ponadnarodowy – jak w przypadku Unii Europejskiej – oraz znaczącego poluzowania polityki imigracyjnej. Wszystkie wspólne dziedziny życia – polityka, ekonomia, edukacja czy technologia – zostały przemodelowane w imię rozszerzania sfery wolności jednostki. Głęboki kryzys przeżywany przez społeczeństwa zachodnie jest po prostu naturalnym efektem spełnienia przez liberalizm jego fundamentalnych obietnic.
Sugeruje pan, że było to nieuchronne?
Reklama
Tak, uważam, że w tę filozofię wpisana jest pewna wewnętrzna logika, której negatywne konsekwencje i sprzeczności stały się dziś ewidentne. Paradoksalnie powodzenie liberalizmu jako projektu politycznego i społecznego jednocześnie jest zatem źródłem jego porażki, która przejawia się w masowym niezadowoleniu z układu politycznego oraz porządków ekonomicznych. Widać to po powszechnym braku zaufania obywateli do instytucji publicznych, alienacji, a także nasilającej się kontestacji całego establishmentu. Niekiedy odpowiedź na coraz bardziej opresyjny porządek liberalny przybiera formy nieliberalne oraz wiąże się z przyzwoleniem na zapędy autorytarne i polityczną zgodą na różne formy nietolerancji.
Czy odwrót od liberalizmu w sposób nieunikniony oznacza pojawienie się widma autorytaryzmu?
Nie sądzę, ale równocześnie uważam – i zapewne należę pod tym względem do wyjątków – że autorytarne tendencje, które dziś obserwujemy w krajach rozwiniętych, były spodziewaną reperkusją coraz bardziej skrajnej, wręcz nieliberalnej postaci samego liberalizmu, z jakim mamy obecnie do czynienia. A tylko silny przywódca o zakusach autorytarnych może deklarować zdolność do odparcia jego naporu. Co jest wielce problematyczne i niepokojące, ale nie zmienia tego, że obserwowana dziś reakcja była do przewidzenia.