- Nie wierzę w cudowne możliwości polityków - i to mówię o wszystkich politykach. Nikt nie jest cudotwórcą, są pewne sytuacje, które jedni lepiej, inni gorzej potrafią wykorzystać, ale przede wszystkim jest sytuacja społeczna, medialna. Tutaj - nie przecząc, że Donald Tusk ma, szczególnie w sferze retorycznej, pewne umiejętności, może nawet talenty - to nie zmieni sytuacji, ona będzie zależała od innych czynników - powiedział prezes PiS.

Reklama

Na stwierdzenie, że w większości opozycja oczekuje powrotu Tuska i wiąże z nim nadzieję, uważając, że będzie to klucz do pokonania PiS, Kaczyński stwierdził: "Nadzieja umiera ostatnia".

- W tych innych elementach trudno coś znaleźć, we fragmentach sytuacji społecznej, która mogłaby tę nadzieję jakoś wspierać. To jest ta nadzieja personalna. Nie przecząc, że poszczególni politycy są sprawniejsi, mniej sprawni, mogą zdziałać więcej lub mnie, to jednak decyduje przede wszystkim sytuacja. I jest to powiedzenie ś.p. Kazimierza Górskiego "gra się tak, jak przeciwnik pozwala" - przeciwnik nie będzie pozwalał na wiele - mówił prezes PiS.

Kaczyński został również zapytany, czy jego zdaniem dążenie w Polsce do starcia dwóch bloków politycznych jest dobre. - Podstawową wartością w polityce państwa demokratycznego, w demokracji parlamentarnej jest stabilność - podkreślił. - Tylko, z naszego punktu widzenia uspokojenie sytuacji politycznej jest czymś, co nam bardzo służy. Natomiast ze strony naszych przeciwników taka deklaracja byłaby mało wiarygodna.

Jak mówił, poglądy m.in. dziennikarzy, czy niektórych polityków, zgodnie z którymi "wszystko powinno się zmieniać" i powinny powstawać nowe partie, to są postulaty związane z "jakimiś osobistymi ambicjami" i są one "wielkim nieporozumieniem".

Stwierdził, że w Polsce "nie warto dzielić opinii publicznej i społeczeństwa na tak ostro zwalczające się bloki". - To mówię jasno - zaznaczył Kaczyński. Dodał, że "elektoraty obydwu partii są dosyć zbliżone, więc trzeba budować bariery, żeby móc zachować wpływy, czy ewentualnie je rozwijać". Oceniając postawę opozycji stwierdził w tym kontekście: "Trzeba budować, siać nienawiść do przeciwnika, bo w przeciwnym razie ten przeciwnik może - będąc sprawniejszy w rządzeniu, co do tego chyba nikt nie może mieć wątpliwości - może uzyskać stałą przewagę"

Prezes PiS był pytany w radiu RMF FM o sprawę przesłuchania austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera w związku ze sprawą planów budowy w Warszawie wieżowca przez związaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna.

Reklama

Na pytanie, czy jeśli prokuratura zdecydowałaby o wszczęciu śledztwa i wezwała go na przesłuchanie, to stawi się na nie, Kaczyński odpowiedział: "Oczywiście, jakie mam inne wyjście, jestem obywatelem jak każdy inny".

Dopytywany, czy w sprawie planów budowy wieżowców i rozmów z Birgfellnerem ma sobie coś do zarzucenia, Kaczyński odparł: "nie mam niczego do zarzucenia sobie".

- Nie będę mówił o tym, jaki mam stosunek do bohatera tych wydarzeń, natomiast mogę powiedzieć jedno: chciałem zrobić coś bardzo pożytecznego z punktu widzenia, już nawet nie tylko mojego obozu politycznego, ale po prostu Polski, nieco zrównoważyć sytuację na rynku idei, instytucji które mogą wspierać różnego rodzaju idee - powiedział Kaczyński. Dodał, że gdyby powstał budynek przy ul. Srebrnej, to "Instytut Lecha Kaczyńskiego stałby się fundacją bardzo silną".

W końcu stycznia "Gazeta Wyborcza" opublikowała zapisy i nagrania rozmowy z lipca 2018 r. m.in. prezesa PiS z austriackim biznesmenem Geraldem Birgfellnerem, która dotyczy planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna. Złożone pod koniec stycznia w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dotyczy braku zapłaty za złożone austriackiemu biznesmenowi zlecenie związane z przygotowaniami do inwestycji budowy dwóch wieżowców.

W piątek Birgfellner po raz czwarty stawił się w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Prokuratura ma kontynuować przesłuchanie austriackiego biznesmena. "Oczekujemy natychmiastowego wszczęcia śledztwa" - powiedział dziennikarzom pełnomocnik Austriaka, mec. Roman Giertych, który wraz ze swoim klientem przybył w piątek rano do prokuratury.

Prezes PiS był również pytany na antenie RMF FM, czy wystawiając w wyborach do Parlamentu Europejskiego ministrów m.in. szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego nie "pozbywa się najlepszych zawodników". - Wiem, że mi jest przypisywana władza, której nie mam. Dobrze, że nie mam aż takiej, bo to zawsze jest niezdrowe. To nie jest tak, że się ja kogoś pozbywam albo nie pozbywam. Te osoby chciały kandydować i w związku z tym kandydują - odpowiedział Kaczyński.

Zapytany, czy nie boi się osłabienia rządu, bo do Brukseli wyjechałyby bardzo ważne osoby, Kaczyński przyznał, że rząd będzie trochę inny. - My mamy zasoby kadrowe dość poważne i wydaje mi się, że one rosną i możemy zaryzykować tego rodzaju posunięcie, a wydaje mi się, choć oczywiście nie mogę tego rozstrzygać za innych, że te osoby do polskiej polityki za pięć lat wrócą - dodał.

Pytany, kto zastąpi Brudzińskiego, prezes PiS odpowiedział, że "nie chce mówić o rzeczach przyszłych i niepewnych". Wyraził jednak pewność, że wicepremier Beata Szydło i Joachim Brudziński wejdą do Parlamentu Europejskiego. - Jeśli chodzi o osoby, które wejdą w ich miejsce, to jest kwestia - jeszcze w tej chwili - w jakiejś mierze przynajmniej otwarta - mówił.

Kaczyński pytany, czy na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego znajdzie się minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, odpowiedział: "minister Rafalska nie jest w tej chwili kandydatką takiego pierwszego rzutu, ale nie jest wykluczone, że tak będzie".