Stan wojenny w Polsce został wprowadzony 13 grudnia 1981 roku. To była niedziela i jeden z najbardziej zapamiętanych dni czasów PRL.
Do dziś wspominanym przez tych, którzy byli wówczas dziećmi, jest brak "Teleranka" w telewizji. W całym kraju nie działały telefony, a na ulicach można było spotkać żołnierzy. Wyjechały też na nie czołgi, wprowadzono godzinę policyjną.
To Polacy wspominają 12 grudnia. Dzień przed wprowadzeniem stanu wojennego
Igor Rakowski Kłos w swojej książce "Dzień przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981 roku" zebrał wspomnienia z wigilii dnia, w którym wprowadzono stan wojenny. Interesowało mnie przede wszystkim życie codzienne, choć i tego politycznego, czy od strony władzy, czy "Solidarności", nie ominąłem - mówił autor w rozmowie z Dziennik.pl.
Chciałem się cofnąć w czasie o 24 godziny i zobaczyć, jak wyglądał dzień przed PRL-owską godziną "W". Nie chciałem sprowadzać tego, co się wówczas działo do jednego ogólnego obrazu, bo przecież życie jest różnorodne i wówczas również takie było - wspominał Rakowski Kłos.
Niektórzy bohaterowie jego książki tego dnia zdawali prawo jazdy, inni rodzili dzieci albo brali ślub.
Radek ze Szczecina, który zdawał prawo jazdy, musiał na swój egzamin trochę poczekać, bo zdająca przed nim dziewczyna popsuła coś w samochodzie. To był radosny dzień dla Anny, która w Sopocie tego dnia brała ślub, a także ekscytujący dla mechanika Leszka, który szedł wieczorem z kolegami na dyskotekę i miał nadzieję, że poderwie jakąś fajną dziewczynę. W tym dniu Polakom towarzyszyły przeróżne emocje, można by rzec, że cała ich paleta - opowiada autor książki.
Wspomnienia kolegi Jarosława Kaczyńskiego. To prezes PiS robił dzień przed stanem wojennym
Ciekawą postacią jest niejaki Waldemar Danilewicz. To on 12 grudnia jak pisze Rakowski Kłos "obudził się na piersi z Busiem, czyli kotem Jarosława Kaczyńskiego".
Obecny prezes PiS jeszcze kilka miesięcy wcześniej był jego kolegą z pracy. Poznali się na uniwersytecie w Białymstoku. Gdy Kaczyński bywał w tym mieście i prowadził wykłady, bywał u Danilewicza na pierogach, które robiła jego żona. Kiedy z kolei pan Waldemar Danilewicz bywał w Warszawie, zdarzało mu się nocować na Żoliborzu u Kaczyńskich - opowiada Rakowski Kłos w rozmowie z Dziennik.pl
Tuż przed stanem wojennym Waldemar Danilewicz przebywał właśnie w mieszkaniu przy ulicy Pochyłej, gdzie mieszkał Jarosław Kaczyński. Dzień wcześniej jadł kolację z Jarosławem Kaczyńskim oraz jego rodzicami. Pan Rajmund, wyczuwając napiętą atmosferę polityczną, opowiadał o tym, jak szedł do powstania. Gdy zwierzył się z tego matce, zobaczył jak ojciec zdejmuje pasek. Myślał, że będzie go bił. Tymczasem on mu go dał. W pasku były dwie małe skrytki, a w nich dwie złote monety. "Może ktoś ci za to da bochenek chleba" – usłyszał od ojca. Danilewicz wspominał, że pani Jadwiga, czyli matka Jarosława Kaczyńskiego, nie wtrącała się do rozmowy. Obydwoje byli życzliwi, a po kolacji z ust pana Rajmunda padły słowa: "Synu, zgniotą was". Kaczyński odpowiedział: "Tata, nie tym razem" - wspomina opowieść Danilewicza.
O czym w listach pisali Polacy na dzień przed stanem wojennym?
W książce Rakowskiego Kłosa można znaleźć nie tylko opowieści o tamtym czasie, ale też listy pisane do redakcji różnych pism czasów PRL. W nich także świetnie widać atmosferę tamtych czasów.
W listach nie brakuje osobistych dramatów, które są bardzo zbliżone do tych, jakie wciąż przeżywają współcześni ludzie. To chociażby opowieść młodej, 20-letniej dziewczyny, która wciąż mieszka z rodzicami i samotnie wychowuje dziecko, a bardzo chce się usamodzielnić i mieć własny kąt: "Jedyna droga, jaka do tego prowadzi, to wyjazd na Zachód, do pracy. Ale na jaki Zachód? Na ten pełen Polaków żebrzących o jałmużnę – nie chcę i wychodzi taka kwadratura koła z tego mojego chcenia". Czy dziś nie bywa podobnie? Ludzie też nie mają pieniędzy na zakup mieszkania i szukają w emigracji sposobu, by wyjść na prostą - opowiada autor książki "Dzień przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981 roku".