Pod koniec roku z Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej wysłano do administracji amerykańskiej, a docelowo do zajmującej się sprzedażą uzbrojenia Defense Security Cooperation Agency (DSCA), zapytanie o cenę i dostępność samolotów bojowych F-35. Mimo marcowych deklaracji, że „MON planuje zakupić 32 samoloty wielozadaniowe piątej generacji”, czyli właśnie F-35, jeszcze trzy miesiące wcześniej pytaliśmy również o mniej nowoczesne samoloty: F-16 (w dwóch wersjach) i F-18 (również w dwóch wersjach). Teraz czekamy na odpowiedź, ile faktycznie one kosztują i kiedy są możliwe dostawy.
W grudniu pytaliśmy Amerykanów o cenę i czas dostaw F-35. Trzy miesiące wcześniej o F-16 i F-18. Podpisanie umowy w tym roku jest mało prawdopodobne.
Na pytanie DGP w tej sprawie MON nie odpowiedziało. Zaskakiwać może to, że w resorcie podjęto decyzję o wyborze samolotu jeszcze zanim zza Atlantyku spłynęły odpowiedzi na pytania o maszyny starszego typu.
– F-35 jest bardzo nowoczesnym samolotem piątej generacji i każdy marzy o tym, by był w polskich Siłach Powietrznych. Ale to, że nagle pojawia się on w Planie modernizacji technicznej i głośno o nim tuż po katastrofie miga-29, nie wygląda na przemyślany plan – komentuje były minister obrony Tomasz Siemoniak z PO. – Rozważaliśmy taki zakup, ale uznaliśmy, że priorytetem jest program Wisła, czyli obrona przeciwlotnicza. Obawiam się, że zakup samolotów może się odbyć właśnie kosztem Wisły, bo zabraknie nam pieniędzy – komentuje Siemoniak.
Teraz DSCA konsultuje odpowiedź, kiedy i za ile może dostarczyć samoloty z ich producentami, czyli takimi koncernami, jak Lockheed Martin czy Boeing. Zanim otrzymamy list, Departament Stanu musi się wypowiedzieć, czy nie ma przeciwwskazań politycznych. Z tym jednak nie powinno być żadnych problemów.
Dokument może dotrzeć w najbliższych tygodniach. W przypadku zakupu pocisków do samolotów F-16 były to dwa, trzy miesiące. Z kolei na pytanie o możliwość sprzedaży pocisków Tomahawk zza Atlantyku odpowiedź nie przyszła nigdy, co należy traktować jako brak zgody na sprzedaż Polsce tego rodzaju uzbrojenia.
Odpowiedź będzie zawierać cenę i czas dostawy samolotu. To będzie moment, w którym faktycznie można będzie podjąć decyzję o zakupie, bo będziemy dysponować podstawowymi informacjami o warunkach dostawy.
Po jej otrzymaniu z Polski zapewne zostanie wysłane zapytanie ofertowe (letter of request – LOR), czyli pytanie o konkretną liczbę samolotów. To, że obecnie MON oficjalnie mówi o 32 sztukach, nie oznacza, że faktycznie tyle ich będzie. Patrząc na to, jak zmniejszamy nasze zakupy w stosunku do deklaracji (w programie tarczy przeciwrakietowej Wisła dwie baterie systemu Patriot zamiast ośmiu czy zakup jednego zamiast trzech dywizjonów artylerii dalekiego zasięgu Himars), bardziej prawdopodobny jest zakup 16 sztuk samolotów F-35, czyli jednej eskadry.
Także na tym etapie wysyła się informację, czy przy okazji zakupu sprzętu chcemy też kupić technologię, czyli o offsecie. LOR może zostać wysłany tydzień czy dwa po uzyskaniu odpowiedzi z DSCA. – Można napisać proste zapytanie i je potem uszczegółowiać. Tak naprawdę Amerykanie na tym etapie będą nam otwierali oczy na to, czego jeszcze potrzebujemy – mówi DGP oficer już poza służbą, który ma za sobą negocjacje dotyczące zakupów sprzętu.
Kupno samolotów to element większej całości. Potrzebne są również pakiety szkoleniowe, logistyczne itd. Już po wysłaniu LOR trzeba również uzyskać zgodę Kongresu, przy której pojawia się maksymalna cena zakupu. Zwyczajowo jest ona wyższa niż w finalnej umowie. Także ta zgoda nie powinna stanowić problemu.
Następnie przyjdzie czas na negocjowanie letter of acceptance (LOA), czyli oferty, co przy tak skomplikowanym systemie uzbrojenia, jak F-35, zajmie co najmniej pół roku. – Nawet jeśli polityczny nacisk administracji prezydenta Donalda Trumpa będzie bardzo duży, to i tak zajmie to miesiące. To jest ograniczanie lub rozszerzanie przedmiotu zamówienia, które decyduje o tym, w jakiej konfiguracji kupujemy sprzęt, za ile i kiedy go dostaniemy – mówi rozmówca DGP. W przypadku sytemu Wisła od wysłania LOR do podpisania umowy minął rok. Tak więc nawet jeśli wszystko poszłoby po naszej myśli, a procedura była maksymalnie przyspieszona, podpisanie tego kontraktu do końca roku jest bardzo mało prawdopodobne.
Tym bardziej że w najbliższych miesiącach pójdziemy dwa razy do urn wyborczych, a to procesów zakupu uzbrojenia raczej nie przyspieszy. Za to można się spodziewać deklaracji politycznych dotyczących tego zakupu. Tak było podczas kampanii prezydenckiej w 2015 r., kiedy walczący o reelekcję prezydent Bronisław Komorowski zapowiadał zakupy zbrojeniowe. Z tym że od deklaracji do konkretnej umowy często mija dużo czasu (przy Wiśle były to trzy lata), a czasem w ogóle nie kończy się podpisaniem umowy (np. śmigłowce Caracal).
Pewnym zaskoczeniem jest to, że dwa tygodnie temu, już po katastrofie miga-29, minister Mariusz Błaszczak mianował na pełnomocnika ds. programu Harpia, czyli zakupu nowych samolotów bojowych, inspektora Sił Powietrznych gen. bryg. pil. Jacka Pszczołę. Choć to doświadczony oficer, nigdy jednak nie specjalizował się w zakupach, tym bardziej w ramach procedury Foreign Military Sales (FMS).
– Mamy w wojsku dosłownie kilku FMS-ninja, czyli speców od kupowania u Amerykanów, ale gen. Pszczoła nie jest jednym z nich – mówi oficer, który wciąż jest w służbie. Biorąc pod uwagę, że zakup będzie tu tylko pierwszym krokiem, a wyzwaniem będzie też wspominane wdrażanie systemu szkoleniowego czy logistycznego, to w Wojsku Polskim jest tak naprawdę dwóch oficerów, którzy byliby to w stanie efektywnie zrobić. Ale żaden z nich nie został pełnomocnikiem.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama