TSUE spodziewa się, że wniosek Komisji trafi do trybunału w ciągu kilku dni. Jego treść nie jest na razie znana. – Jedyne, co mogłoby powstrzymać KE, to sytuacja, w której rząd sam z siebie wykonał taki ruch. Nic takiego się nie stało. Retoryka miłości działa się w asyście prowokacji, dlatego Komisja nie miała wyjścia i musiała przygotować wniosek – mówi nam osoba związana z Komisją.

Reklama

Polski rząd liczy, że TSUE powie Komisji „nie”. Wiceszef MSZ Paweł Jabłoński zwraca uwagę, że już wcześniej trybunał nie zgodził się na przyspieszony tryb w tej sprawie.

Rozstrzygnięcie powinniśmy poznać szybko. Decyzję w tej sprawie będzie podejmować wiceprezes TSUE Rosario Silva de Lapuerta. W przypadku poprzedniej skargi dotyczącej ustawy o Sądzie Najwyższym wniosek Komisji wpłynął 2 października 2018 r., a decyzja TSUE została wydana 19 października. Choć jeśli taka decyzja zostanie podjęta, to jeszcze później musi się odbyć wysłuchanie stron i zatwierdzenie środków przez TSUE. To może zająć około dwóch miesięcy od momentu wpłynięcia skargi do jej zatwierdzenia, ale decyzja wiceprezes TSUE wchodzi od razu w życie.

Największy kłopot polega na tym, jak interpretować decyzję TSUE, jeśli przychyli się do wniosku Komisji. Część polityków z obozu rządowego ma nadzieję, że nawet jeśli tak się stanie, nie będzie to wymagało zmian w prawie. Co najwyżej dostosować się do tego będą musieli sędziowie z Izby Dyscyplinarnej. Ale to nie jest powszechna opinia. – Kto miałby nakazać izbie wstrzymanie działań? Izba nie może uzasadniać wstrzymania się od działania jakimiś czynnikami zewnętrznymi. Nie podlega ona środkom tymczasowym. Byłoby to nie do pogodzenia z konstytucją – zauważa jeden z naszych rozmówców z obozu władzy. Na razie rząd daje sobie czas na zapoznanie się z wnioskiem Brukseli i przygotowanie odpowiedzi.

Podzielone jest także zdanie w środowisku sędziowskim. Większość sędziów, z którymi rozmawiał DGP, deklaruje, że po ewentualnym zawieszeniu przez TSUE działań Izby Dyscyplinarnej będzie ignorować orzeczenia przez nią wydawane. – Uważamy też, że I prezes SN powinna podjąć wszelkie działania zmierzające do odebrania z ID SN tych spraw, które już tam trafiły – podkreśla Monika Frąckowiak, sędzia Sądu Rejonowego Poznań – Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu. Podobnego zdania jest Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów „Themis”. Jak jednak zauważa, już obecnie sędziowie nie uznają ID SN i nie uczestniczą w rozprawach przed tym organem.

Wszystko wskazuje na to, że sędziowie zasiadający w ID SN nie zamierzają zaprzestać działalności orzeczniczej po ewentualnym postanowieniu TSUE o zastosowaniu środków zabezpieczających i zawieszeniu działalności Izby. Będą wydawać orzeczenia, dopóki prawo nie zostanie zmienione w tym zakresie przez polski parlament.

W mojej ocenie żaden z organów Unii Europejskiej nie ma kompetencji, by ingerować w wewnętrzne sprawy Polski i powodować zawieszenie polskich organów legalnie działających na podstawie polskiego prawa i polskiej konstytucji – podkreśla Konrad Wytrykowski, jeden z sędziów orzekających w ID SN. Zapewnia przy tym, że będzie ściśle stosował się do wszystkich przepisów prawa obowiązujących w Rzeczypospolitej Polskiej, a te w sposób wyczerpujący wymieniają art. 8 i 87 konstytucji. Pierwszy z przepisów stanowi, że konstytucja jest najwyższym prawem w Polsce, a drugi wśród źródeł prawa wymienia ustawę zasadniczą, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe i rozporządzenia.

Reklama

Konrad Wytrykowski zauważa również, że ani jako obywatel, ani jako sędzia nie jest uczestnikiem postępowania przed TSUE, zaś ewentualne zarządzenie będzie skierowane do Polski.

Co więc w sytuacji, gdyby rządzący rzeczywiście nie przeprowadzili po wydaniu przez TSUE postanowienia zabezpieczającego odpowiednich zmian w prawie i w związku z tym ID SN nadal prowadziłaby działalność orzeczniczą? Prawnicy nie mają wątpliwości – chaos prawny byłby jeszcze większy, niż ma to miejsce obecnie. Jeżeli ID SN będzie nadal wydawać orzeczenia, pomimo postanowienia TSUE o zawieszeniu tej izby, będziemy mieli do czynienia z anarchią. Sędziowie nie będą uznawać orzeczeń wydawanych przez organ, który nie jest sądem. Nie będą one bowiem miały mocy prawnej – tłumaczy sędzia Morawiec.

Taka sytuacja będzie miała wpływ zarówno na działalność sądów dyscyplinarnych I instancji, jak i sądów powszechnych.

Przynajmniej część wątpliwości może być wyjaśniona między Komisją a polskim rządem zapewne jeszcze, zanim zapadnie decyzja TSUE. Wiceszefowa Komisji odpowiedzialna za praworządność Vera Jourova przyjeżdża do Polski na obchody wyzwolenia obozu w Auschwitz 27 stycznia. Dzień później będzie w Warszawie. Jeszcze przed decyzją Komisji o wniosku do TSUE były przygotowywane jej spotkania z Jackiem Czaputowiczem i Zbigniewem Ziobrą. Teraz nie ma pewności, czy do nich dojdzie. – Ze strony Komisji jest gotowość do rozmów – słyszymy.

Osobną kwestią są losy ustawy dyscyplinującej sędziów. Oficjalnie wniosek Komisji nie ma z nią związku, gdyż dotyczy skargi, która wpłynęła, zanim powstała regulacja. Ale nieoficjalnie ze źródeł zbliżonych do Komisji można usłyszeć, że to ustawa nadała pilny tryb działaniom KE. Choć formalnie, jeśli Bruksela będzie chciała ustawę zakwestionować, musi poczekać na jej wejście w życie, wszcząć osobne postępowanie i przygotować skargę. – Wówczas możliwy jest kolejny wniosek o środki zabezpieczające już dotyczący tej ustawy. Czy rząd będzie szedł w zaparte? Możliwe, choć to byłaby ślepa uliczka – mówi nam osoba związana z Komisją.

Polskie władze, PiS i prezydent są jednak zdeterminowani, by ustawę wdrożyć w życie. Z otoczenia Andrzeja Dudy słychać, że paradoksalnie zachowanie Komisji może wzmocnić mandat rządu w działaniach w wymiarze sprawiedliwości. – Do ludzi dotrze, że Bruksela sprzeciwia się karaniu sędziów za wykroczenia dyscyplinarne – mówi osoba z Pałacu Prezydenckiego.