Pytanie tylko, czy wystarczający. Od soboty mamy w tej sprawie dwie kompletnie różne narracje. Z jednej strony z ośrodka prezydenckiego, rządu czy obozu władzy płynie przekaz, że umowa została dotrzymana i jest nowa izba zamiast dyscyplinarnej. Z drugiej są wypowiedzi przedstawicieli części środowiska sędziowskiego, którzy ten wybór kwestionują, twierdząc, że wskazanie przez prezydenta do izby sędziów, powołanych na wniosek nowej KRS, sprawia, że izba jest rodzajem powtórki z Izby Dyscyplinarnej.
Widać, że Andrzej Duda szukał balansu między starymi a nowymi sędziami, co mniej więcej oddaje obecny skład SN. Tyle że już takie kryterium przesądziło, że część sędziów nie zaakceptuje tych decyzji. Nowa izba i jej sędziowie, jak widać, od początku będą mieli pod górkę. Istotnym kontekstem całej sprawy jest to, czy doleje ona oliwy do ognia w sporze z Komisją Europejską wokół KPO, czy raczej pozwoli wylać oliwę na spienione fale. Wstępnie rozmówcy z tamtej strony są w tej kwestii ostrożni. Zwracają uwagę, że w kamieniach milowych nie zostało zapisane, że nowa izba ma się składać wyłącznie ze starych sędziów, więc trudno sam skład izby uznać za sprzeczny z ustaleniami.
– Skład świadczy o tym, że Duda nie wywrócił stolika i nie rzucił tam ludzi, wobec których były wątpliwości. Nie będzie więc nowego konfliktu – zauważa nasz rozmówca zbliżony do Komisji. Podobnie jak źródłem konfliktu nie będzie chyba sprawa aktu urzędowego prezydenta, który wydał w tej sprawie postanowienie kontrasygnowane przez premiera. Prawnik dr hab. Mikołaj Małecki już w niedzielę pisał, że jeśli kontrasygnaty nie ma, to jest to złamanie prawa, a jak jest, to dowód „na skrajne upolitycznienie tego pseudo-sądu”, bo podpis złożył polityk rządzącej partii. Bruksela chyba jednak nie podejdzie do tych zarzutów równie stanowczo.