Jak ustaliliśmy, sztab marszałka Sejmu przygotował na to starcie bombę. Poprosił ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka o kompletną informację dotyczącą firm, które wygrywały przetargi drogowe w ostatnich latach. Marszałek miał trafić prezesa PiS argumentem, że pod jego rządami powstał faktyczny układ drogowy.

Reklama

Zebrane przez Grabarczyka informacje spełniły oczekiwania sztabu szykującego marszałka do debaty. Bo za rządów PiS do walki o drogowe kontrakty stawało po ok. 20 firm. Niemal wszystko wygrywała trójka Strabag, Budimex i Skanska. A za rządów PO chętnych do walki było blisko 200 firm. Przetargi wygrywało aż 70 z nich.

W ferworze debaty prezes PiS nie miałby szans na skuteczne odparcie tego argumentu. Raz, że zapowiadał walkę z układami. A dwa, że jedynym racjonalnym uzasadnieniem tej sytuacji byłoby przyznanie, że za czasów Platformy dróg budowanych jest po prostu znacznie więcej. Dlatego więcej firm korzysta z kontraktów, a ceny są niższe. "Jest czternaście razy więcej kilometrów do budowy, przez kryzys firmy dotąd nieobecne zainteresowały się polskim rynkiem, a rząd PO poluzował warunki uczestnictwa w przetargach" - tłumaczy to zjawisko Adrian Furgalski, członek zespołu ekspertów TOR.

czytaj dalej >>>



Reklama

Komorowski chce w czasie debaty nie tylko zmobilizować kolejny raz swój elektorat. Od kilku dni gra na zniechęcenie najbardziej niezdecydowanego elektoratu wiejskiego do Jarosława Kaczyńskiego. Kandydat PiS z kolei chce odwieść od pójścia na wybory tych, którzy jego na pewno by nie poparli.

Po niedzielnej debacie lepsze nastroje są w sztabie PO. Politycy Platformy cieszą się, że przejęli inicjatywę. To oni narzucają tematy wiodące w kampanii. Mimo że Platforma rządzi, rozliczane jest PiS. Komorowski ma pokazywać jak rolnicy zyskali w czasach rządów PO i podgrzewać strach przed utratą dopłat bezpośrednich, za czym miałby stać Jarosław Kaczyński. PO chce odebrać PiS wieś, bo tu 20 czerwca wyraźnie wygrał kandydat PiS. Dostał 45 proc. głosów wobec 31 proc. Komorowskiego. Politycy PO mają jednak świadomość, że z powodu krótkiej kampanii nie zdążą przeciągnąć tych wyborców na swoją stronę. Grają więc na to, by zniechęcić ich do głosowania w ogóle.

PiS chce zniechęcić do głosowania na Komorowskiego elektorat lewicy. W końcówce tygodnia właśnie o tych wyborców gorąco walczy Komorowski. A w zasadzie o tę jego część, która najbardziej boi się powrotu IV RP. Dlatego Kaczyński ma nie podgrzewać nastrojów. Dalej pielęgnować swój spokojny wizerunek i trzymać nerwy na wodzy. Nastroje w sztabie PiS nie są jednak najlepsze. Mimo to sztabowcy deklarują wiarę w zwycięstwo.