Atak na budynek ONZ zaczął się ok. godz. 5.30 czasu lokalnego (2 w nocy czasu polskiego). Około trzech godzin później zostali zabici - podało afgańskie MSW. Wcześniej pojawiły się doniesienia, że kilku pracowników ONZ zostało wziętych za zakładników.

Nad afgańską stolicą unoszą się obłoki czarnego dymu, słychać było odgłosy intensywnej strzelaniny, wybuchy i wycie syren alarmowych. Wiele ulic zostało zablokowanych przez policję.

Reklama

Oddział zdecydowanych na wszystko samobójców był uzbrojeny w granaty i broń automatyczną. Talibowie, przyznając się do tego ataku, oświadczyli, że zrobią wszystko, by zakłócić zbliżającą się drugą turę wyborów prezydenckich.

W zaatakowanym budynku mieszkało 20 pracowników ONZ, ale nie wiadomo, ilu dokładnie było w nim w momencie ataku. Rzecznik Edwards powiedział, że dziewięć osób jest rannych. Nie podał narodowości zabitych, jednak dodał, że nie są oni Afgańczykami,

Reklama

Nieco później co najmniej jedna rakieta została wystrzelona na luksusowy hotel Serena, leżący w pobliżu pałacu prezydenckiego w Kabulu. Agencja Reutera podała, powołując się na jednego z gości, że około stu ludzi zbiegło do podziemnego bunkra, jednak atak nie spowodował ofiar. Bardzo prawdopodobne, że oba ataki był skoordynowane.

Rzecznik talibów Zabiullah Mudżahid powiedział agencji Associated Press, że zamachu dokonało trzech bojowników. Dodał, że trzy dni temu talibowie wydali oświadczenie ostrzegające wszystkie osoby zatrudnione przy wyznaczonej na 7 listopada drugiej rundzie wyborów prezydenckich. "To jest to nasz pierwszy atak" - wyjaśnił.