Druga zaś, 7 listopada, będzie wręcz jej zniewagą. Czas już przestać mówić o demokracji i postawić na siły mające realną władzę, by ocalić ten kraj.
Po tym jak Abdullah Abdullah wycofał się z elekcji, jedynym kandydatem na prezydenta Afganistanu będzie Hamid Karzaj. Człowiek, którego władza nie wychodzi poza mury prezydenckiego pałacu. Człowiek, którego brat jest handlarzem narkotyków opłacanym przez CIA. Człowiek, który fałszował pierwszą turę wyborów na taką skalę, że protestowała nawet ONZ.
To nie Karzaj dzierży władzę w Afganistanie, ale armia i rebelianci. Tylko armia ma charakter ponadplemienny i tylko jej kadra dowódcza myśli w kategoriach państwa, a nie interesu wioski czy doliny. Tylko ona ponosi realny ciężar walki z talibami. Nie można tego powiedzieć ani o administracji, ani o Karzaju czy nawet policji. Chcemy stabilnego Afganistanu – postawmy na generałów. Demokratyczny eksperyment nie udał się. Teraz chodzi już tylko o to, by nie ponieść tam sromotnej porażki.