Ludność straszliwie zniszczonej dwumilionowej stolicy najbiedniejszego kraju Ameryki Łacińskiej spędziła drugą noc po trzęsieniu ziemi przy ogniskach, desperacko próbując odkopać spod gruzów wciąż jeszcze żywych bądź już umarłych lub pilnując swych zawalonych domów przed szabrownikami.

Reklama

"Proszę, wyciągnijcie mnie stąd... umieram. Jest ze mną dwoje dzieci". Stłumione błaganie kobiety dochodziło spod stosu cegieł, w który zamieniło się przedszkole. Tragedię opisuje wysłannik agencji Reutersa, który znalazł się w tłumie przed zrujnowanym budynkiem w centrum miasta.

Mała rozgłośnia radiowa w Port-au-Prince, której udało się na krótko wznowić nadawanie, powtarza apele o krew dla rannych i przekazuje informacje z miasta, zebrane przez jej pracowników. "Wszędzie zburzone domy i zniszczone samochody. Mnóstwo rannych bez pomocy. Nie ma światła, wszystkie linie telefoniczne są zerwane, ludzie nie mogą się porozumieć ze swymi bliskimi, panuje zupełny chaos"- opowiada jeden z reporterów.

Tragedię pogłębia niemal całkowity brak narzędzi do odkopywania zasypanych i nieistnienie służb ratowniczych.

Młoda kobieta o włosach przysypanych popiołem powtarza w szoku ludziom stojącym od wielu godzin przed szpitalem: "Wtedy na miasto spadła czarna chmura, która przykryła wszystko. Jesteśmy zgubieni". Słuchają jej, chociaż widzieli to samo.

Po głównym wstrząsie o sile 7,3 w skali Richtera, który trwał minutę, chmura kurzu, dymu i popiołu, jak wynika z relacji świadków, zasłaniała słońce nad miastem przez 20 minut. Potem odsłonił się krajobraz straszliwego zniszczenia.

W nadmorskim Port-au-Prince uległy zniszczeniu nie tylko rozległe dzielnice nędzy, takie jak Cite Soleil czy Martisant, w których mieszkały setki tysięcy bezrobotnych. Częściowo lub całkowicie zawaliło się wiele nowoczesnych budynków, wśród nich pałac prezydencki, siedziby ministerstw, ambasady, część szpitali. W gruzach są całe kwartały bloków mieszkalnych.

Reklama

Mieszkańcy Port-au-Prince z nadzieją spoglądali w czwartek od rana w kierunku lotniska znajdujacego się nieopodal stolicy. Po oczyszczeniu jedynego istniejącego tam pasa startowego lądują tam od kilkunastu godzin pierwsze samoloty z pomocą dla miasta, chociaż wciąż nie działa uszkodzona wieża kontrolna i urządzenia rozładunkowe.

Haitański Czerwony Krzyż ocenia prowizorycznie liczbę zabitych na 45 do 50 tysięcy. Jednak liczba ofiar będzie rosła. Te szpitale, które ocalały, albo których personel nie uciekł, zabarykadowały drzwi przed napierającym tłumem, aby móc udzielić pomocy przynajmniej tym, którzy byli już wewnątrz - mówi Pilar Palomino z Hiszpańskiego Czerwonego Krzyża. W czwartek przybyła do Santo Domingo, aby organizować kolumnę samochodową z pomocą dla Port-au-Prince.