Na uniwersytecie Virginia Tech wszyscy wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało. W nocy studenci i pracownicy uczelni oddali hołd swoim kolegom zabitym przez Koreańczyka. Zapłonęły tysiące świec, popłynęły słowa modlitwy. Do społeczności uniwersyteckiej podczas tego spotkania dołączyli zwykli mieszkańcy Blacksburga.

Wcześniej na uczelnię przyjechał prezydent George Bush. Spotkał się ze studentami i wykładowcami w hali sportowej. Mówił: "Ludzie, których nigdy nie spotkaliście, modlą się za was. W tych modlitwach jest moc, prawdziwa moc. W takich czasach jak te możemy znaleźć pociechę w łasce i opatrzności kochającego Boga". Na jego polecenie, na znak żałoby, w całych USA opuszczono flagi do połowy masztów.

Bush podkreślał, że z Virginia Tech solidaryzuje się cała społeczność akademicka w USA. Na poparcie tych słów cytował wpisy na blogach internetowych studentów z uczelni w całym kraju. I rzeczywiście, solidarność jest wielka. Na amerykańskich uczelniach - tak jak w Virginia Tech - modlono się w nocy za ofiary koreańskiego szaleńca, który zabił 32 osoby, a na końcu siebie.

Teraz uniwersytet Virginia Tech jest wyludniony. Do końca tygodnia nie będzie żadnych zajęć, a większość studentów wyjechała do domów.