Zbiorniki ze śmiercionośnymi substancjami Ukraińcy zwieźli z fabryk produkujących środki ochrony roślin do maleńkiej wioski Sianki, tuż przy polskiej granicy. Kiedyś ziemie te należały do nas - od czasów wojny polska część tej mieściny nie jest już zamieszkana.

Reklama

Tuż przy granicy, na wzniesieniu, stoi kilkanaście ogromnych betonowych silosów. W większości skorodowanych i przeciekających. Wszystkie oznaczone są napisanym cyrylicą słowem "jad". Po ukraińsku to ni mniej, ni więcej, a po prostu "trucizna". Nikt nie pilnuje tego składowiska, które w istocie jest bombą ekologiczną z opóźnionym zapłonem. Dla formalności tylko - teren otoczono niezbyt gęstym ogrodzeniem z drutu kolczastego. W sąsiedztwie bawią się dzieci i pasą krowy - informuje "Fakt".

Prawdziwe zagrożenie zawartość betonowych silosów stanowi jednak dla Polski. Bateria silosów stoi bowiem na wzniesieniu - w razie poważniejszej awarii bądź ataku terrorystycznego - wszystkie te śmiercionośne substancje trafią do nas. Ekolodzy podejrzewają, że wśród składowanych w Siankach pestycydów może być DDT - trucizna używana powszechnie w latach 60. do unieszkodliwiania szkodników upraw, której dziś już się jednak w rolnictwie nie stosuje - martwi się "Fakt".

Okazało się bowiem, że DDT zalega w glebie nawet przez kilkadziesiąt lat. I dlatego ukraińska trucizna wciąż jest bardzo groźna. Wraz z wodami gruntowymi może trafić do rzeki San, który jest dostarczycielem wody dla takich dużych polskich miast jak Przemyśl i Jarosław. W dalszej perspektywie skażone może zostać całe Podkarpacie - alarmuje bulwarówka.

Reklama

Niestety, władze obydwu krajów zdają się bagatelizować zagrożenie. Ukraińcy zobowiązali się do usunięcia śmiercionośnych zbiorników do czerwca 2007 r. Silosy nadal stoją, bo nasi wschodni sąsiedzi na utylizację toksycznych substancji po prostu nie mają pieniędzy. Nie lepiej jest po polskiej stronie. Lokalnym władzom odpowiedzialnym za ochronę środowiska kilka dni zajmuje zebranie szczątkowych informacji o tym palącym problemie.

Sprawy nie bagatelizują jednak obrońcy przyrody i lekarze. "Już raz znaleziono w Sanie pochodzące z Sianek niebezpieczne pestycydy" - przekonuje Łukasz Supergan z Greenpeace Polska. O szkodliwości tych substancji zaświadcza doc. dr hab. Grażyna Kostka z Zakładu Toksykologii Środowiskowej Państwowego Zakładu Higieny. "Pestycydy oczywiście mogą mieć wpływ na większą zachorowalność na nowotwory" - ostrzega w "Fakcie".

Zatrucie DDT prowadzi do śmierci człowieka. Zaczyna się od wzmożonej pobudliwości, zaburzenia koordynacji ruchów, drgawek i wymiotów. Zgon następuje w wyniku obrzęku płuc.