Donald Trump, pod presją republikańskich kongresmenów i członków własnej ekipy, chce zawiesić program wiz pracowniczych dla tzw. białych kołnierzyków, czyli wykształconych specjalistów. Ma to związek z przedłużającym się w wielu stanach zamrożeniem gospodarki i rosnącym bezrobociem.
Ograniczenia miałyby dotyczyć wizy H-1B. Przeznaczona jest ona dla osób, które posiadają kwalifikacje i tytuł, co najmniej licencjata zawodu specjalistycznego. Profesje zawodów specjalistycznych określa United States Citizenship and Immigration Services, federalna agencja odpowiedzialna za sprawy imigracyjne. Ta wiza wymaga przede wszystkim uzyskania oferty od pracodawcy, który zdecyduje się sponsorować aplikację wizową. Przyszły pracodawca zobowiązany jest do złożenia petycji w Urzędzie Imigracyjnym i przedstawienia warunków umowy. Cały proces jest bardzo trudny i czasochłonny. Trwa co najmniej kilka miesięcy. Wiza ważna jest niecałe trzy lata. Istnieje możliwość przedłużenia jej o kolejne dwa lata i zmiana pracodawcy w ramach ważności wizy. Rocznie korzysta z niej około 90 tys. osób. Większość posiadaczy wiz – około 65 proc. – otrzymała ofertę zatrudnienia w amerykańskiej branży informatycznej i pracuje w Dolinie Krzemowej.
W 2018 r. – czyli ostatnim, z którego pochodzą miarodajne dane USCIS – najwięcej wiz H-1B otrzymały osoby urodzone w Indiach (56,17 proc.), na drugim miejscu znaleźli się Chińczycy (8,5 proc.), a na trzecim miejscu specjaliści z Korei Południowej (7,2 proc.). Polacy wówczas – jak i w poprzednich latach – znaleźli się poza pierwszą dwudziestką narodowości, które otrzymały amerykańskie wizy H-1B.
Teraz Donald Trump chce w drodze decyzji administracyjnej wstrzymać program, żeby imigranci nie zajmowali miejsc pracy wysoko wykwalifikowanym Amerykanom, którym grożą zwolnienia z powodu rosnącego kryzysu. Przy okazji Biały Dom planuje zawiesić też tzw. system Optional Practical Training, czyli program pomagania studentom i absolwentom uczelni w USA, którzy chcą po szkole zostać i rozpocząć pracę w Stanach Zjednoczonych.
Ewentualne rozporządzenie wykonawcze Trumpa w sprawie wiz H-1B w zasadzie zamknie drogę specjalistom do amerykańskiego rynku pracy, ale spowoduje też braki kadrowe w kilku kluczowych sektorach. Oprócz IT m.in. w pracy nad nowymi lekami, co w dobie koronawirusa jest strzałem w kolano. Zapytani przez „New York Times” senatorowie republikańscy powiedzieli dziennikarzom, że można będzie wrócić do programu, kiedy bezrobocie wróci do normalnego poziomu. Tymczasem organizacje biznesowe i uniwersyteckie placówki badawcze zapowiadają, że będą walczyć z ewentualnym zakazem wpuszczania specjalistów do USA.
Tragiczna sytuacja sanitarna w związku z COVID-19, na który zmarło w USA już ponad 100 tys. ludzi, może być tylko pretekstem do wstrzymania wydawania wiz. Za kilka miesięcy prezydenta czekają wybory, a jednym z haseł jego kampanii jest „America First”. Donald Trump już wcześniej, wielokrotnie, krytykował program H-B1, argumentując, że jest on pretekstem dla międzynarodowych korporacji do zatrudniania w Stanach obcokrajowców w miejsce Amerykanów posiadających te same, albo i wyższe, kwalifikacje.
Wcześniej wśród różnych rozważanych w Kongresie i w Białym Domu projektów zmiany tego programu wymieniało się zazwyczaj zmniejszenie rocznej kwoty wiz tego typu oraz podwyższenie minimalnej płacy osób zatrudnionych na podstawie wizy H-1B z obecnych 60 tys. dol. rocznie do 90 tys. czy wprowadzenie utrudnień dla rodzin posiadaczy wizy H-1B w otrzymaniu czasowych wiz na pobyt w USA. Według dotychczasowych procedur posiadacz wizy mógł się przeprowadzić ze swoją rodziną: małżonkiem i dziećmi do lat 21. Osoby te otrzymują wtedy wizę pobytową i mogą ubiegać się o pozwolenie na pracę (będąc już na terenie Stanów Zjednoczonych). Proces ten trwa kilka miesięcy i był dotąd stosunkowo bezbolesny.
– Wiza H1-B, w przeciwieństwie do chociażby zielonej karty, nie daje statusu rezydenta. Jeśli w czasie procesu wizowego ktoś kiedyś spyta, czy chce się wyemigrować do Stanów, trzeba odpowiadać, że nie. Emigracja w świetle prawa amerykańskiego jest na zawsze, a wiza tylko na kilka lat – mówi DGP Polka zatrudniona od 2016 r. w jednej z firm w Dolinie Krzemowej.
W listopadzie zeszłego roku amerykańskie władze zniosły obowiązek posiadania wiz turystycznych dla polskich obywateli. Gdy skończą się obostrzenia i utrudnienia wynikające z pandemii, turystyka na transatlantyckim szlaku powinna wrócić do normy. Ale podróż do USA bez wizy nie oznacza, że można tam podjąć pracę. DGP pisał zimą o kilku przypadkach Polaków, którym nie wolno było wjechać na terytorium USA ze względu na popełnione przestępstwa imigracyjne, jak chociażby przedłużenie pobytu.
Amerykańska straż graniczna nie ma na razie dokładnych danych, ilu polskich obywateli zostało zawróconych z lotnisk po zniesieniu wiz. Trudno też to oszacować na podstawie tego, ilu przymusowych pasażerów zabierają na pokład linie lotnicze, bo Polacy latają do Stanów samolotami różnych przewoźników (często z kilkoma przesiadkami). Ci, którzy mają wątpliwości co do swojego statusu imigracyjnego, powinni przed podróżą do Stanów udać się z wizytą do placówki konsularnej. Warto również pamiętać, że na tych, którzy mają na swym koncie wykroczenie drogowe na terenie USA i nie opłacili grzywny lub nie stawili się na rozprawie sądowej, mógł zostać wydany nakaz aresztowania. Takie osoby także mogą mieć problemy przy ponownym wjeździe do USA.