W poniedziałek premier Siarhiej Sidorski przedstawił prezydentowi plan walki z kryzysem finansowym - prewencyjny, bo zgodnie z rządową propagandą na Białorusi oznak kryzysu nie widać. Na razie nie wiadomo oficjalnie, jakie działy administracji pójdą pod nóż. Białoruskie media dotarły jednak do danych, z których wynika, że chodzi o zmniejszenie wydatków na administrację i inwestycje rządowe.
"Cięcia będą bardzo poważne i mogą dotyczyć 20-30 tysięcy urzędników" - twierdzi cytowane przez mińskie media źródło w resorcie gospodarki. Prawdopodobnie wstrzymane zostaną także sztandarowe projekty rządowe, w rodzaju gigantycznego kompleksu sportowego Mińsk-Arena, który miał być dumą zakochanego w hokeju "Baćki".
Równolegle z cięciem wydatków na administrację niskiego szczebla Łukaszenka szykuje też zmiany na szczytach władzy. Stanowisko stracił odpowiedzialny za sprawy społeczne wicepremier Aleksander Kasiniec, który został zesłany do Witebska na szefa lokalnej administracji. Głośno mówi się o dymisji premiera. Urzędu może być również pozbawiony wszechmocny do tej pory szef MSW Uładzimier Nawumau.
Zdaniem specjalistów następcą Siarhieja Sidorskiego zostałaby wówczas osoba lepiej nadająca się do prowadzenia twardych negocjacji z Moskwą w sprawie cen gazu - od których zwłaszcza, w obliczu światowej recesji, zależy los całej białoruskiej gospodarki. Nawumaua może zastąpić ktoś z otoczenia syna prezydenta Wiktara, który stopniowo umacnia swoją pozycję w hierarchii białoruskich władz.