Rządowe plany zakładały, że od 1 stycznia towary sprowadzane przez indywidualnych biznesmenów z krajów trzecich przez terytorium Rosji, z którą Białoruś zawarła unię celną, będą podlegały ocleniu. Do tej pory prywatni przedsiębiorcy zamiast opłat celnych płacili podatek.

Reklama

Rządowe plany wywoływały protesty przedsiębiorców. Na początku grudnia w Mińsku odbyła się największa od lat demonstracja. Uczestniczyło w niej trzy tysiące ludzi. To dwa razy więcej niż udało się skrzyknąć liderom opozycji na manifestacje po wrześniowych wyborach parlamentarnych. Co ciekawe przywódcy ruchu przedsiębiorców robili co mogli, aby tylko uniknąć skojarzeń z ruchami antyrządowymi.

"Nie chcemy tu żadnej polityki" - mówił otwarcie Anatol Szumczanka, przywódca ruchu Perspektywa będącego głównym związkiem prywatnych przedsiębiorców. "Chcemy tylko poinformować władze o naszym położeniu" - dodawał. Organizatorzy dbali, aby podczas manifestacji nie pojawiały się opozycyjne symbole, w tym biało-czerwono-białe flagi.

Ostatecznie Łukaszenka zgodził się pójść na ustępstwa: rząd zrezygnował z planów ściągania ceł, ale w zamian podwyższył dotychczasowy podatek od sprowadzanych towarów. Drobny biznes nie zamierza jednak akceptować takiego rozwiązania. "To dowód na to, że na Białorusi poza kryzysem gospodarczym panuje kryzys mózgowy" - komentował gorzko Aleś Tałstyka, jeden z liderów przedsiębiorców. "Nie wytrzymamy podwyższonych podatków" - dodawał.

Reklama