Deklaracja ministra obrony ma ogromne znaczenie dla wyniku partyjnych wyborów, bo jest on najlepiej ocenianym członkiem rządu i był postrzegany jako osoba, która najprędzej jest w stanie zjednoczyć pogrążone w wewnętrznych sporach ugrupowanie. Jego poparcie - nawet jeśli nie jest jeszcze definitywne - wyraźnie zwiększa szanse Johnsona na powrót na stanowisko premiera.
Zapytany w piątek, czy zamierza ubiegać się o stanowisko lidera partii, Wallace odparł: Musisz naprawdę, naprawdę myśleć, że to praca dla ciebie. Jeśli o mnie chodzi, mogę dodać, że czuję, iż największą wartość mogę wnieść w ministerstwie obrony, zapewniając bezpieczeństwo ludziom, będąc ministrem obrony. To jest praca, którą robiłem i to jest praca, którą zamierzam nadal robić. Więc nie zamierzam kandydować na premiera.
Kto będzie walczył o przywództwo?
Wallace również w lipcu, po ogłoszeniu przez Johnsona rezygnacji, nie zdecydował się na ubieganie się o przywództwo, choć sondaże wskazywały, że byłby głównym faworytem do wygranej. Jeśli chodzi o to, kogo poprze w wyborach, Wallace wyjaśnił, że musi rozważyć podejście kandydatów do pilnych obaw związanych z bezpieczeństwem kraju oraz ich plany w kwestii wydatków na obronność. Dodał, że uznaje również kwestię mandatu wyborczego oraz tego, że konserwatyści mieliby już trzeciego premiera od czasu wyborczego zwycięstwa w 2019 r. W tej chwili skłaniałbym się ku Borisowi Johnsonowi - wskazał.
Rezygnacja Wallace'a ze startu oznacza, iż walka o przywództwo prawdopodobnie rozegra się między Johnsonem, byłym ministrem finansów Rishim Sunakiem i liderką Izby Gmin Penny Mordaunt, choć żadna z tych osób jeszcze oficjalnie nie ogłosiła startu.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński