Choć Ukraina w tym sezonie nie doświadczyła tak intensywnych opadów jak duża część Polski w ostatnich dniach, to wojska ukraińskie i rosyjskie przygotowują się do nadchodzącej zimy. Sposób prowadzenia działań może się zmienić z kilku powodów. – Wszystko zależy od grubości pokrywy śnieżnej. W polu, gdzie nacierają czołgi, nie ma pługów i odśnieżarek. A duża ilość śniegu potrafi zatrzymać czołgi i ciężki sprzęt. Metrowa warstwa powoduje, że czołgi zawieszają się po przejechaniu kilkudziesięciu metrów – wyjaśnia gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. – Kolejny czynnik to tzw. zasadzki śnieżne, które potrafi tworzyć wiatr – wjechanie czołgu w dół pełen śniegu również może go unieruchomić. Wreszcie trzeba też pamiętać, że pod grubą warstwą śniegu przy samej ziemi może panować dodatnia temperatura i tworzy się tam błoto, które utrudnia poruszanie się maszyn – tłumaczy doświadczony wojskowy i dodaje, że w takich warunkach oddziały korzystające z ciężkiego sprzętu będą mogły atakować tylko na wybranych kierunkach.
Ale do każdych warunków można się przygotować. Wiadomo, że ukraińskie wojsko kupowało przed zimą dwuosobowe skutery śnieżne, które w warunkach śniegowych sprawują się doskonale. W ekstremalnych warunkach żołnierze czasem wykorzystują także narty czy rakiety śnieżne. Z tym że w tym wypadku mowa o lekkiej piechocie, a nie o oddziałach używających ciężkiego sprzętu.
Jeszcze inną kwestią pozostaje mróz, który jest znacznie bardziej prawdopodobny niż obfite opady śniegu. Paradoksalnie taka pogoda może ułatwiać działania wojenne, ponieważ błoto zamarza i wtedy ciężki sprzęt może poruszać się także poza drogami, co daje znacznie więcej opcji manewru. Jednak żołnierze, którzy są na mrozie w okopach, tracą siły fizyczne i psychiczne. – Zimno i brak snu z powodu ostrzału wycieńcza w szybkim tempie. W takich warunkach niezbędna jest rotacja co trzy–cztery dni – mówi gen. Skrzypczak. Nie wiadomo, czy i jak Ukraińcy i Rosjanie są w stanie taką rotację prowadzić. Żeby system działał sprawnie, potrzebne są trzy grupy, które się rotują: jedna jest na linii frontu, druga odpoczywa, trzecia się przygotowuje do wyjścia. Ale w warunkach zimowych są też potrzebne ciepłe miejsca, w których żołnierze mogą przebywać podczas rotowania, a nie jest oczywiste, że są one dostępne.
Wreszcie na zdolności bojowe lekkiej piechoty duży wpływ będzie miało wyposażenie osobiste żołnierzy. Wiadomo, że Ukraińcy są wspierani w tej kwestii przez państwa zachodnie. – Niemcy wysłali m.in. 100 tys. kurtek oraz 100 podgrzewanych namiotów (tak donosił tygodnik „Der Spiegel”), a np. kanadyjska minister obrony Anita Anand na spotkaniu ministrów obrony krajów NATO w Brukseli w listopadzie zapowiedziała przekazanie 500 tys. sztuk różnego wyposażenia zimowego dla żołnierzy z Ukrainy. Podobne dary zapowiadali także Szwedzi i Finowie. Wydaje się, że w tym obszarze to posługujący się zachodnim sprzętem obrońcy ukraińscy będą mieli przewagę nad Rosjanami. Wiele filmów, które pojawiają się w mediach społecznościowych, pokazuje, że sprzęt, którym dysponują niedawno zmobilizowani Rosjanie, dalece odbiega od zachodnich standardów i przetrwanie okupantów będzie trudniejsze. Warto jednak pamiętać, że przed inwazją 24 lutego wojska rosyjskie stacjonowały wzdłuż granic ukraińskich przez długie tygodnie, a potem i tak przeprowadziły atak.
Sprzęt, którym dysponują niedawno zmobilizowani Rosjanie, odbiega od standardów zachodnich
– To nie jest rok 1812, gdy Napoleon szedł na Moskwę, czy przełom lat 1939 i 1940, gdy Rosjanie zaatakowali Finlandię. Dziś takich zim nie ma, także w Rosji, bo zmienia się klimat. Ale dla Rosjan to nie zima jest głównym problemem – wyjaśnia Norbert Bączyk, historyk i analityk wojskowy, który współprowadzi podcast „Wojenne Historie”. – Oni mają wiele innych trudności: zużyli już bardzo dużo nowoczesnego sprzętu, który muszą uzupełnić, i cały czas nie są w stanie prowadzić nowoczesnej wojny w stylu zachodnim: nie mają odpowiednich środków rozpoznania, łączności i procedur. A tego szybko nie przeskoczą, nawet gdyby zarządzili kolejną mobilizację.
– W moim przekonaniu głównym zagrożeniem jest raczej to, że Zachód przyzwyczaja się do tego, iż Ukraina wygrywa. A to powoduje, że społeczeństwa przestają się tym interesować, co może wpłynąć na zmniejszenie pomocy obrońcom – przestrzega z kolei gen. Waldemar Skrzypczak.