We wtorek wieczorem Izba Gmin głosowała nad poprawkami do rządowego projektu ustawy w tej sprawie, w tym dwiema złożonymi przez reprezentantów prawego skrzyła konserwatystów. To, że wszystkie poprawki, zarówno te dwie, jak i kilka złożonych przez opozycję, zostaną odrzucone, było niemal pewne, kwestią było to, jak wielu posłów z Partii Konserwatywnej zagłosuje przeciw własnemu rządowi.

Reklama

Pierwszą z tych dwóch poprawek poparło, wbrew stanowisku rządu, 60 posłów konserwatystów, drugą - 59. To największa wewnątrzpartyjna rebelia przeciw Sunakowi od kiedy został on premierem i oznacza ona, że jeśli przynajmniej połowa z nich w środowym głosowaniu nad całym projektem ustawy ją również się mu sprzeciwi, to projekt zostanie utrącony. A w konsekwencji powróci kwestia wewnątrzpartyjnego wotum nieufności dla Sunaka jako lidera.

Brytyjski premier stoi teraz przed trudnym dylematem - czy ulec żądaniom prawego skrzydła i prowadzić do projektu zmiany, czy też uznać, że był to blef i rebelianci ostatecznie dojdą do wniosku, że lepiej jest poprzeć niedoskonały projekt, który daje jednak szanse na rozpoczęcie deportacji nielegalnych imigrantów niż utrącić projekt, co grozi tym, że deportacje nie ruszą wcale.

Wielka Brytania. Rebelia w sprawie deportacji

Reklama

Pierwsze rozwiązanie grozi, że po zaostrzeniu projektu nie poprze go centrowa frakcja konserwatystów, a bez jej głosów projekt również nie przejdzie, drugie - że prawe skrzydło partii wcale nie musi blefować i to, że znajdzie się przynajmniej 29 posłów, którzy go nie poprą, zupełnie realnym scenariuszem. Na szali stoi polityczna wiarygodność Sunaka, bo publicznie mówił on, że chce, by pierwsze samoloty z nielegalnymi imigrantami wyleciały do Rwandy na wiosnę, a sprawa ta jest obecnie najważniejszym tematem dla wyborców Partii Konserwatywnej.

Brytyjski rząd zawarł w kwietniu 2022 r. umowę z władzami Rwandy, licząc, że perspektywa szybkiej deportacji do tego kraju będzie zniechęcała kolejne osoby przed podejmowaniem prób nielegalnego przedostania się do Wielkiej Brytanii. Zgodnie z umową, do Rwandy mogliby być wysyłani wszyscy nielegalni imigranci ubiegający się o azyl, niezależnie od ich narodowości. Tam byłyby rozpatrywane ich wnioski o azyl i jeśli mieliby podstawy do jego przyznania, otrzymywaliby go - ale w Rwandzie, a nie w Wielkiej Brytanii.

Ale choć z tytułu umowy Wielka Brytania przekazała Rwandzie do tej pory 240 mln funtów, nie udało się tam wysłać jeszcze ani jednej osoby. Uniemożliwiły to najpierw apelacje składane przez prawników nielegalnych imigrantów, a później interwencja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nakazał brytyjskim sędziom zbadanie, czy plan deportacji jest zgodny z prawem.

Reklama

Sprawa ostatecznie trafiła do brytyjskiego Sądu Najwyższego, który w połowie listopada orzekł, że nie jest, gdyż istnieje ryzyko odsyłania przez Rwandę ubiegających się o azyl do krajów pochodzenia, zatem nie może być ona uważana za bezpieczny kraj trzeci. W odpowiedzi na te obiekcje na początku grudnia Wielka Brytania zawarła z Rwandą nową umowę, która to uniemożliwia, a rząd złożył projekt ustawy stwierdzającej, że Rwanda jest bezpiecznym krajem trzecim i pozwalającej na niestosowanie niektórych zapisów brytyjskiej ustawy o prawach człowieka.

Miał to być kompromis akceptowalny zarówno dla umiarkowanego skrzydła partii, które nie chce, by Wielka Brytania wycofywała się z krajowych i międzynarodowych zobowiązań w zakresie ochrony uchodźców oraz prawego skrzydła, które chciało, by projekt w odniesieniu do spraw azylowych nie uwzględniał całej ustawy o prawach człowieka, a także zawierał dodatkowe uprawnienia do odrzucania skarg na mocy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.