Jak informuje New York Post, Monica Laso wybrała się z przyjaciółmi na narty do Heavenly Ski Resort. Kobieta znajdowała się na już szczycie góry, gdy około godziny 17:00 w czwartek skierowano ją do gondoli. Zgłosiła bowiem, że jest zbyt wyczerpana, aby zjeżdżać dalej.

Reklama

Krzyków o pomoc nikt nie słyszał

Dwie minuty po tym, jak snowboardzistka weszła do gondoli, ta nagle się zatrzymała. Monica Laso została sama, a zapadał już zmierzch. Nie poinformowała przyjaciół o swoich planach zejścia ze stoku.

- Nie miałem telefonu, latarki ani niczego - powiedziała mediom. Próbowała krzyczeć, by zwrócić uwagę pracowników ośrodka. Ci jednak jej nie słyszeli. - Krzyczałam rozpaczliwie, aż straciłam głos - relacjonowała kobieta. Dodała, że ​​spędziła długie godziny na przenikliwym zimnie.

Wyszła z gondoli dopiero rano

Zgodnie z informacjami New York Post, przyjaciele snowboardzistki zgłosili jej zaginięcie do biura szeryfa hrabstwa El Dorado. Nikt nawet nie podejrzewał, że Laso utknęła w gondoli. Dopiero następnego ranka, kiedy gondola znów zaczęła działać, kobieta mogła zejść z wyciągu.

- Czułam się bardzo sfrustrowana - powiedziała. Kobieta trafiła pod opiekę ratowników.

Ośrodek, w którym miało miejsce zdarzenie, wydał komunikat. "Bezpieczeństwo i dobre samopoczucie naszych gości jest naszym najwyższym priorytetem w Heavenly Mountain Resort. Badamy tę sytuację z najwyższą powagą" - czytamy w oświadczeniu.