MARIUSZ JANIK: Jest pan autorem wydanej właśnie w Wielkiej Brytanii historii MI-5. Przejrzał pan 400 tysięcy dokumentów kontrwywiadu ze stu lat jego działalności. Jednym z najważniejszych bohaterów publikacji, która ma podsumować stulecie brytyjskiego kontrwywiadu – jest Polak. W październiku 1942 roku do MI-5 zgłosił się Roman Garby-Czerniawski. Pisze pan, że był on jednym z najważniejszych agentów MI-5 w historii.CHRISTOPHER ANDREW*: Czerniawski bez wątpienia jest jedenym z najważniejszych agentów MI-5. Wyjątkowo wartościowy współpracownik. W czasie drugiej wojny światowej miał własną sieć agentów we Francji.

Reklama

Nazwała się ona Reseau Interallie. Po wpadce Garby'ego w 1941 r. agenci Abwehry za współpracę z nazistami gwarantowali jemu i ludziom z jego siatki bezpieczeństwo. Garby-Czerniawski oczywiście przyjął propozycję Abwehry. Wyjechał pracować dla Niemców na terenie Wielkiej Brytanii. Tuż po przyjeździe do Zjednoczonego Królestwa... nawiązał kontakt z MI5. Od tego czasu był jednym z najcenniejszych podwójnych agentów II wojny światowej.

Po zakończeniu II wojny światowej role się odwróciły. Polska nie była już sojusznikiem Wielkiej Brytanii. UB montowało na Wyspach całą sieć agentów, którzy mieli zbierać informacje o najważniejszych instytucjach Zjednoczonego Królestwa i infiltrować polską emigrację. Ilu ubeków złapało MI-5.
Każda ze stron mogła mówić o sukcesach we wzajemnej konfrontacji. Ze strony peerelowskiego wywiadu takim sukcesem było podszywanie się pod członków organizacji WiN. Dzięki agentom odgrywającym rolę przeciwników systemu komunistycznego w Polsce skutecznie penetrowano Wyspy. Sytuacja odwróciła się w latach 50., gdy odbyło się prawdziwe polowanie MI5 na agentów Urzędu Bezpieczeństwa w Wielkiej Brytanii. To był prawdziwy pogrom. Do 1958 r. udało się wykryć 31 szpiegów UB. Wielu z nich zostało „odwróconych” i zaczęło pracować dla Londynu. MI5 uważała tę obławę za jeden ze swoich najważniejszych sukcesów w swojej historii. Opisywała w swoich dokumentach akcję przeciwko agenturze komunistycznej Polski jako „operację, jakiej żadna ze służb kontrwywiadowczych nie mogłaby przeprowadzić lepiej”. W tym samym mniej więcej czasie zbiegł do USA i oddał się w ręce CIA Michał Goleniewski, oficer wywiadu komunistycznej Polski. Dzięki informacjom, jakimi się podzielił z zachodnimi wywiadami – zdemaskowano m.in. sowieckiego – pierwotnie polskiego – szpiega w naszym tajnym ośrodku wykrywania podwodnych obiektów, Hugh Houghtona.

Czy w porównaniu do innych wywiadów bloku wschodniego polska agentura była groźnym przeciwnikiem?
Zdecydowanie najlepszy okres polskiego wywiadu w konfrontacji z MI5 to lata 50. Stało się tak dzięki skutecznemu zinfiltrowaniu WiN, o czym już wspomniałem. Była to organizacja, z którą Brytyjczycy byli zobowiązani współpracować oraz wspierać ją informacjami i funduszami. To były złote lata polskiego wywiadu w Londynie. Końcówka tej dekady z kolei była prawdziwą klęską polskiej agentury. Komunistyczni agenci Warszawy ponieśli wówczas bezprecedensową porażkę, jakiej nie poniósł potem żaden z wywiadów bloku wschodniego.

Reklama

Po rozgromieniu polskiej siatki na wyspach, najgroźniejszym przeciwnikiem MI5 w Wielkiej Brytanii stali się Czesi. Co ciekawe, skorzystali oni m.in. z tego, że wielu ludzi na Zachodzie miało wyrzuty sumienia za układ z Monachium i oddania Czechosłowacji Hitlerowi. Dzięki temu Czesi szybko zyskiwali sympatię, tym bardziej, że z powodzeniem wchodzili w rolę tych zwesternizowanych członków bloku wschodniego.

Mówili: „my rozumiemy was znacznie lepiej niż Rosjanie”. W latach 50. i 60., zaczęli odnosić spektakularne sukcesy. Przykładowo, z trzech laburzystowskich posłów, jacy w trakcie zimnej wojny zdecydowali się na współpracę z komunistycznymi służbami wywiadowczymi, tylko jeden został zwerbowany przez KGB. Dwóch pozostałych zostało pozyskanych przez pozornie niewiele znaczący wywiad czeski. Polskiemu wywiadowi nigdy się to nie udało.

W latach 60. i 70. zalew agentów zza żelaznej kurtyny był już tak wielki, że – jak wynika z Pańskiej książki – MI5 z trudem była w stanie poradzić sobie z nimi.
Rzeczywiście. Sowieckich agentów było w Londynie tak wielu, że MI 5 nie starczało sił, ani środków, by przeciwdziałać. Punkt szczytowy nastąpił w 1971 roku. Tylko w tym roku rząd w Londynie – co nie przydarzyło się żadnemu innemu rządowi na Zachodzie – wyrzucił z Królestwa 105 pracowników sowieckiego wywiadu. KGB zostało wówczas na tyle osłabione, że zwróciło się o pomoc do innych wywiadów z państw satelickich, w tym do Służby Bezpieczeństwa. Ale jednocześnie MI5 zwalczała też inne siatki agenturalne – w efekcie nie tylko Rosjanie, ale też Polacy, Czesi, a nawet Kubańczycy, raptem musieli szukać zewnętrznego wsparcia.

Reklama

Jak szeroko mogła być zakrojona ówczesna siatka wywiadowcza?
Na bezprecedensową skalę. Proszę wziąć pod uwagę wydarzenia roku 1971 – 105 wyrzuconych agentów KGB i GRU to dwa, a może i trzy razy więcej niż w jakimkolwiek innym znanym mi przypadku tego typu. Jeśli przyjąć zwyczajowo, że każdy z nich miał co najmniej kilku agentów lub przynajmniej osób kontaktowych na Wyspach, to śmiało możemy przyjąć, że w 1971 roku rozbito siatkę liczącą sobie około pół tysiąca osób.

Rok 1971 był wyraźną cezurą. Wcześniej Wielka Brytania była bardzo łatwym celem dla Sowietów. Po 1971 r. była jednym z najtrudniejszych.

To zaskakujące – wydawałoby się, że znacznie łatwiej werbować agentów w krajach takich jak Francja czy Włochy, gdzie lokalne partie komunistyczne były bardzo popularne?To byłoby zbyt oczywiste. KGB unikało rekrutowania ludzi, którzy otwarcie deklarowali sympatię do komunizmu. W oczywisty sposób tacy ludzie musieli być pod lupą władz, byli podejrzani. Taki scenariusz był realny jeszcze w latach 50., ale później już zdecydowanie nie.

Nie powstrzymało to szefów brytyjskich rządów, Harolda Wilsona i Margaret Thatcher przed inwigilacją ludzi o lewicowych poglądach: laburzystowskich posłów, liderów związków zawodowych, działaczy organizacji pacyfistycznych...
Ale to już zupełnie inna historia. Brytyjscy komuniści i ludzie lewicy byli oskarżani o próby wykolejenia brytyjskiej gospodarki – ale był to wynik ich poglądów, a nie rozkazów przyjmowanych od KGB.

Przywództwo Partii Pracy od momentu zakończenia II wojny światowej aż do początku lat 60. było bardzo głęboko zaniepokojone faktem, że może być infiltrowane przez KGB. W 1961 r. przywódcy laburzystowscy sami dostarczyli MI5 listę 16 laburzystowskich deputowanych, którzy mogli być w skrytości ducha komunistami – oraz listę kolejnych 80 działaczy, którzy również byli podejrzani.

Czy dzisiaj rewelacje odkryte w Pańskiej książce mogą mieć jeszcze jakieś skutki dla osób dla osób wciągniętych w tamte wydarzenia?
Nie, raczej nie. Mimo skali zaangażowania sowieckiego wywiadu w Wielkiej Brytanii, jego działalność nie miała większego przełożenia na politykę.

W znacznie większej mierze dotyczyło to przemysłu. Co ósmy członek władz związków zawodowych na wyspach był komunistą.

Czy koniec zimnej wojny oznaczał zmiany w MI5?
Diametralne. Gdy utworzono MI5 w latach poprzedzających I wojnę światową, agenci tej służby zajmowali sie wyłącznie łapaniem szpiegów.

Dziś statystycznie jedynie 3,5 proc. działań MI5 wiąże się z identyfikowaniem działających na wyspach szpiegów. Cała reszta to operacje antyterrorystyczne.

Czy MI5 jest skuteczna w starciu z nowym wrogiem?
Jest tylko jeden sposób, by to ocenić. Do dziś nie było brytyjskiego 11 września. Mieliśmy 7 lipca , ale to zdecydowanie nie to samo.

Można tu znaleźć dwojakie wytłumaczenie. Albo Osama bin Laden nie chciał kolejnego 11 września w Wielkiej Brytanii, albo służbom udało się zapobiec takiej próbie.

Pierwszą opcję mogę jednak w pełni wykluczyć. Bin Laden chciał urządzić Brytyjczykom powtórkę z zamachów w USA, próbował to osiągnąć – ale próba ta została udaremniona. I przynajmniej po części jest to zasługa MI5.

p

* Christopher Andrew – specjalista od historii służb wywiadowczych z Uniwersytetu Cambridge, mianowany oficjalnym historykiem brytyjskiego kontrwywiadu (MI5), współautor m.in. historii KGB, CIA oraz wydanej również w Polsce książki „Archiwum Mitrochina”