Krótki filmik pokazuje matkę wiozącą dziecko samochodem. W radiu słychać wypowiedzi przeciw in vitro wypowiadane przez Andrzeja Dudę. Lektor przypomina też, że kandydat PiS poparł pomysł ustawy, która miała karać za ten sposób zapłodnienia. (CZYTAJ WIĘCEJ O TYM PROJEKCIE PIS >>>)
Spot był gotowy już dawno temu - twierdzi "Gazeta Wyborcza". Prezydent nie zgadzał się jednak na jego emisję, bo nie chciał prowadzić kampanii negatywnej. Jednak stale spadające poparcie dla Bronisława Komorowskiego skłoniło sztabowców do użycia nagrania. Liczą, że w ten sposób zmobilizują tych, którzy odwrócili się od prezydenta.
Warto przypomnieć, jakie Andrzej Duda ma naprawdę poglądy. Polacy w dniu wyborów powinni wiedzieć, między czym a czym wybierają. Duda podpisał się pod ustawą, która wprowadzała więzienie za in vitro. A ponieważ jest kampania wyborcza, to zmienił poglądy pod publiczkę - tłumaczy decyzję szef sztabu prezydenta, Robert Tyszkiewicz.
ZOBACZ TAKŻE: Kogo poprze Kukiz w II turze? "Zabieram głosy prezydentowi i robię to z przyjemnością" >>>
Komentarze(61)
Pokaż:
Po siedmiu latach kluczenia i puszczania oka do wyborców, zarówno z lewa, jak i z prawa, PO nabiera wyrazistych kolorów. To już nie tylko kwestia słów, lecz i czynów. Projekt ustawy o in vitro, domknięcie sprawy konwencji wprowadzającej do polskiego prawodawstwa pojęcie „płci kulturowej”, sprzedaż bez recepty pigułki wczesnoporonnej – to dokonania PO tylko z ostatnich tygodni. Konia z rzędem temu, kto wskazałby w tym czasie jakiś gest w stronę konserwatywnych wyborców. Politycy formacji rządzącej coraz odważniej określają swoją „postępową” tożsamość. Zdecydowany zwrot w lewo zapowiadała już w swoim exposé Ewa Kopacz i słowa dotrzymuje.
Mowa o zwrocie obyczajowym, bo lewicowość obecnego rządu idzie za europejską modą. I choć oceny pani premier są niskie, to sama Platforma ma wciąż wysokie notowania. Zaskakująco wysokie, biorąc pod uwagę kolejne fale protestów i aferę podsłuchową, w którą zamieszanych jest wielu jej liderów. Rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem punkty w sondażach to nie premia od wyborców właśnie za ów zwrot w lewo? I czy nie jest to także znak jakiejś poważniejszej zmiany w społeczeństwie, uważanym dotąd w swej większości za tradycyjne i niechętne obyczajowej rewolucji?
Medyczne podejście
Partia ma twarz swego lidera. Tusk kojarzył się z liberałem dbającym jedynie o „ciepłą wodę w kranie”. Co prawda deklarował też, że „nie będzie klękał przed księdzem”, ale w tym samym czasie starał się o prywatną audiencję u papieża Franciszka oraz unikał wchodzenia w spory światopoglądowe. Był politykiem bez właściwości. Kopacz natomiast te właściwości posiada. Tylko przez krótki czas sprawiała wrażenie osoby starającej się w podobny sposób jak Tusk godzić wodę z ogniem. Deklarowała nawet, że dla niej „jako kobiety” będzie to kurs naturalny. Ale szybko zmieniła zdanie. Może zadecydowali o tym jej doradcy, a może po prostu tak wyszło. Miotając się w nie swoim kostiumie uznała w końcu, że lepiej, gdy będzie sobą. A twarz Kopacz należy do lekarki o skrystalizowanych poglądach i konkretnej historii, do pani minister zdrowia „ponoszącej osobistą odpowiedzialność za obniżenie poziomu ochrony życia poczętego w Polsce”. Osoba z takim właśnie bagażem doświadczeń objęła kierownictwo partii i rządu. Poglądy Kopacz dały o sobie znać przy okazji wprowadzenia do aptek pigułki wczesnoporonnej. „Ona jest lekarką i na wiele spraw patrzy w sposób medyczny, bez ideologicznej nadbudowy” – zachwycała się „Gazeta Wyborcza”. Okazało się, że owo „medyczne podejście” pani premier polega na wyłączeniu moralnej i etycznej odpowiedzialności za podejmowane decyzje. „Skoro jesteśmy w UE, to mamy przepisy, które mówią o tym, że ta tabletka ma być bez recepty” – tłumaczyła dziennikarzom rezygnację z jakichkolwiek konsultacji, nie tylko społecznych. Ma być i już. „Nie mówmy tu w kategoriach ideologicznych, tylko mówmy, czy to jest bezpieczne, czy też niebezpieczne. Pamiętajmy, że po to będą sięgać również młode dziewczyny, więc dlatego to musi być bezpieczne” – mówi pani premier i jest to zaprawdę logika zwalająca z nóg. Podobnie jak interpretacja sprawy prof. Chazana: „Odłóżmy na bok sumienie. Jeśli sumienie nie pozwala mi służyć zgodnie z prawem, na rzecz dobra pacjenta, to wybieram inny zawód” – komentowała doktor Ewa.
Zamach na cywilizację
Oczywiście twierdzenie o jakimś obowiązku Polski wprowadzenia pigułki „dzień po” bez recepty było całkowicie niezgodne z prawdą. Ale „medyczny” styl Kopacz polega na tym, że jak w ruletce obstawia jedno pole – to po lewej stronie. I nie ma zamiaru przejmować się protestami „prawicowych ideologów”, bo za nią stoi przecież nowoczesna Europa, postęp i konieczność dziejowa. W tym samym stylu forsowała – najpierw w swoim klubie parlamentarnym, a potem w licznych wywiadach – poparcie dla konwencji antyprzemocowej i projektu ustawy o in vito. Tak też wypowiada się o związkach partnerskich. Pani premier, a za nią posłowie PO w żadnym momencie nie mówią oczywiście, że są to dokumenty z ducha i litery prawa lewicowe. Są racjonalne i neutralne. Ideologiczna jest wyłącznie prawica, Platforma myśli zaś o ofiarach przemocy i ponad milionie par czekających na potomstwo. Pomysł, by dostęp do in vitro był szeroko otwarty dla wszystkich, również przedstawiany jest jako coś oczywistego. Wspieranie małżeństwa, fundamentu ładu społecznego, nie pojawia się już nawet w retoryce PO. Media informują za to, że podczas obrad rządu Ewa Kopacz „walczyła” zażarcie o prawo do in vitro dla każdej, nie tylko połączonej sakramentem pary. Nie sposób było się jedynie doczytać, z kim walczyła, skoro jej gabinet już dawno został oczyszczony z konserwatywnych elementów. Ratyfikację przez Sejm RP genderowej konwencji pani premier ogłosiła z triumfem – jako dobry dzień dla ofiar przemocy w Polsce. Trudno podejrzewać, by Kopacz nie wiedziała, że nawet najczulszy mikroskop nie znajdzie luk, które ten dokument miałby wypełnić w polskim prawie dotyczącym przeciwdziałaniu domowej przemocy. Konwencja nie zmienia w niczym sytuacji ofiar, za to uderza w fundamenty naszej tradycji, wprowadzając obowiązek „promowania zmian, wzorców społecznych i kulturowych, dotyczących zachowań kobiet i mężczyzn”. To nie politycy prawicy, ale prof. Andrzej Zoll, wybitny konstytucjonalista, nazwał konwencję ratyfikowaną właśnie przez Polskę „zamachem na naszą cywilizację”.
Decyzja już zapadła
„To jest dobry dzień dla ofiar przemocy, ale też dobry dzień dla PO. Pokazuje, że Platforma jako mocna drużyna idzie w rok wyborczy” – powiedziała E. Kopacz po głosowaniach w Sejmie. Dała w ten sposób wyraźny sygnał, że skończył się czas partii centrowej, a narodził nowy hegemon na lewicy. Zapadła decyzja o wypchnięciu ze sceny politycznej nie tylko Twojego Ruchu, ale także SLD. Platforma chce przejąć wyborców lewicy. Tę decyzję Kopacz podjęła, nie kierując się jakąś intuicją, ale na podstawie szczegółowych analiz wyników badań opinii publicznej. To standardowy sposób postępowania w partii, dla której jedyną busolą są aktualne wyniki sondaży.
Zdaniem socjologa dr Flisa tak zdecydowane forsowanie przez PO konwencji antyprzemocowej i ustawy o in vitro wynika właśnie z wysokiego poparcia społecznego. Nie tyle dla obu dokumentów – bo ludzie nie znają ani ich treści, ani konsekwencji, jakie niosą – ile dla ogólnych haseł. Kto jest za walką z przemocą wobec kobiet, niech podniesie rękę. Kto chce pomóc parom marzącym o własnym dziecku? Pozytywną odpowiedź na oba pytania udziela dziś trzech na czterech respondentów. Ale nie musi to wcale oznaczać jakiejś masowej ucieczki od tradycji, albo znaczącego przesunięcia na osi liberalny–konserwatywny. Żadne poważne badania (np. ostatnia diagnoza społeczna) tego nie potwierdzają. – To nie tyle zmiana społeczna, co zmiana w ramach bazy wyborczej PO. Platforma traci wyborców w centrum na rzecz PiS, nadrabia zaś straty, przejmując elektorat lewicy – ocenia J. Flis.
W barwach tęczy
Krakowski socjolog stawia hipotezę, że w Polsce dokonuje się właśnie dekompozycja sceny politycznej. SLD jest w kompletnej rozsypce, jego konkurenci do tego samego elektoratu – choć reprezentują aż trzy różne partie – mieszczą się wszyscy w jednym telewizyjnym studiu. Tradycyjny pakiet lewicy: etatyzm plus rewolucja obyczajowa okazał się wewnętrznie sprzeczny, bo wyborcy szukający domu i pracy nie mają głowy, by zajmować się prawami mniejszości seksualnych i raczej nie mówią o aborcji w kategoriach praw człowieka. Odpowiedzią na ten impas jest PO, która staje się właśnie nieomal wzorcową partią nowej lewicy, łączącą hasła rewolucji obyczajowej z wolnym rynkiem. Partią odwołującą się do ludzi, którzy już zyskali życiową stabilizację, osiągnęli zachodni standard życia i chcą teraz kopiować stamtąd także wzorce kulturowe. „Jestem przekonana, że projekt ustawy o związkach partnerskich będzie bezdyskusyjnie przyjęty” – mówi z dumą Ewa Kopacz w programie Olejnik. I dostaje za takie słowa mocne wsparcie najważniejszych mediów głównego nurtu. „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, TVN i Tok FM długo czekały na tak jasne deklaracje partii władzy. Jedyne słowa krytyki, jakie spadały z ich strony na Tuska, dotyczyły bowiem żółwiego tempa, w jakim modernizował polskie obyczaje. Teraz to się zmienia, więc wszystkie cienie Platformy przestają mieć znaczenie, zostają tylko blaski, co w roku wyborczym jest nie do przecenienia.
Ile i kto ci placi za POwielanie gluPOt???
Komorowski może spać spokojnie
Duda to marionetka w rękach kaczego świra dlatego Polacy go nie wybiorą