Profesor Tomasz Nałęcz był gościem Moniki Olejnik w Radiu ZET.
Doradca Bronisława Komorowskiego podtrzymuje wcześniejsze stanowisko Pałacu, że misji tworzenia rządu wcale nie musi powierzyć liderowi zwycięskiej partii.
"To nie jest prawdziwa teza, że w Polsce jest taki obyczaj, że misję tworzenia rządu otrzymuje lider zwycięskiego ugrupowania. Dotychczas, nie licząc premiera Mazowieckiego, było 13. nominacji premierowskich. Z tych trzynastu tylko trzy to były nominacje dla lidera zwycięskiego ugrupowania" - mówił Tomasz Nałęcz.
Dodał, że tak naprawdę nie jest ważne, które ugrupowanie będzie "względnym" triumfatorem głosowania. "Wszystko wskazuje na to, że nie będziemy mieć zwycięzcy bezwzględnego" - dodał profesor.
"W świetle polskiej konstytucji rząd może być powołany w trzech ruchach. W każdym z nich chodzi o to, żeby była większość w parlamencie. (...) Jeśli prezydent nie chce strzelić do parlamentu z korkowca i chce, aby ten jego nomitat poszedł do parlamentu i został autentycznie premierem na cztery lata, to musi się przekonać, na jakie poparcie ten jego nominat może liczyć w parlamencie" - podkreślał Nałęcz.
Doradca Bronisława Komorowskiego ujawnił też, co prezydent zrobi zaraz po wyborach: "Jak tylko komisja wyborcza ogłosi wynik wyborów, prezydent przeprowadzi serię konsultacji, które będą dostarczały prezydentowi informacji, kto ma szansę stworzyć trwały rząd oparty o większość parlamentarną".