We wtorek na konferencji prasowej w Sejmie europoseł PiS Ryszard Czarnecki podkreślił, że ważnym kryterium oceny siły poszczególnych państw w UE jest to, "jakie mają lobby w Brukseli - jak dużo urzędników pracujących w instytucjach UE i agendach unijnych pochodzi właśnie z tych państw".
W jego ocenie, sytuacja naszego kraju w tym kontekście i w przededniu prezydencji "wygląda wręcz katastrofalnie".
Czarnecki uważa, że prawie cztery lata rządów PO-PSL "w wymiarze tworzenia realnego polskiego lobby, polskiej swoistej kasty urzędniczej w Brukseli", która mogłaby popychać nie tylko sprawy europejskie, ale również polski interes, były latami straconymi.
Jak poinformował, Polska jest na 25 miejscu spośród 27 krajów UE pod względem liczby urzędników w strukturach europejskich na 1000 mieszkańców.
Podkreślił też, że w jednym z najważniejszych organów UE - Komisji Europejskiej - zatrudniono ponad 1400 urzędników z Polski, podczas gdy porównywalna z naszym krajem pod względem populacji Hiszpania ma ich ok. 2500. "Ta dysproporcja, ta asymetria jest wręcz porażająca" - oświadczył Czarnecki.
Eurodeputowany podkreślił też, że podczas gdy na 35 najważniejszych stanowisk w KE Wielka Brytania ma ich siedem, Niemcy i Włochy po pięć, Polska - nie piastuje żadnego.
Zauważył, że w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych mamy trzech ambasadorów, a według kryterium populacji - jego zdaniem - powinniśmy mieć ich 10-11.
Czarnecki przytoczył też wyliczenia, z których wynika, że Polska, której ludność stanowi ok. 8 proc. populacji UE, obsadziła 4,5 proc. stanowisk urzędniczych w strukturach UE. Tymczasem - jak dodał - Hiszpania, której mieszkańcy stanowią ponad 8 proc. populacji UE, obsadziła 7 proc. stanowisk urzędniczych, a Belgia, której ludność to 2 proc. mieszkańców UE, otrzymała aż 19 proc. stanowisk.
"Właśnie z takim posagiem wchodzimy w polską prezydencję, która jest jedyna na okres 15-16 lat, bo dopiero za taki szmat czasu będziemy mogli cieszyć się następną prezydencją i następną szansą Polski" - podkreślił Czarnecki.