Premier Donald Tusk zaproponował w sobotę PiS cykl debat telewizyjnych w sprawach najważniejszych dla Polski. Miałyby one ruszyć za dziewięć dni - w poniedziałek - i odbywać się codziennie. Pierwsza z nich miałaby dotyczyć finansów. W ostatniej debacie, będącej podsumowaniem cyklu, według szefa rządu, mieliby spotkać się Donald Tusk i prezes PiS Jarosław Kaczyński. W debacie mieliby uczestniczyć tylko ministrowie z PO.

Reklama

"Teraz są wybory i każda partia kombinuje, jak się w tych wyborach najlepiej pokazać społeczeństwu. Premier nie chce promować koalicjanta, tylko własnych ministrów, bo jest szefem partii i w debacie wystąpi jako szef partii. Nie jest przecież szefem PSL, tylko PO. Ja nie mam tu jakichś specjalnych pretensji" - powiedział Żelichowski w sobotę PAP.

Jego zdaniem, PiS raczej nie przyjmie zaproszenia do debaty. "To nie jest w ich interesie. W demokratycznym państwie, przed wyborami partie powinny się ścigać na rozwiązania dla kraju. W Polsce tego nie ma: jest krytyka jednej strony, krytyka drugiej strony, natomiast żadna ze stron nie mówi, co trzeba zrobić po wyborach" - ocenił szef klubu Stronnictwa.

Według niego, dzieje się tak, ponieważ "trzeba podjąć wiele bardzo trudnych decyzji i nikt tego wyborcom nie chce powiedzieć wprost, tylko jest taka utarczka. To jest jeden z takich tricków, żeby udowodnić, że PiS, który nie przyjmie jakiejś debaty, miał po prostu słabszych ministrów" - zaznaczył Żelichowski.

Reklama