"Cztery lata temu, kiedy Donald Tusk został premierem, przyrzekał Polsce wyższe standardy w polityce. Dzisiaj, patrząc na agitkę propagandową Platformy, dostrzegamy, że za pięknymi słowami nie poszły piękne czyny" - powiedział na środowej konferencji prasowej Marek Wikiński (SLD).

Reklama

"Pobieżnie przeglądając platformerską agitację można odnieść wrażenie, że historia Polski nie zaczęła się chrztem w 966 roku, a expose Donalda Tuska" - ironizował Wikiński. Powiedział, że SLD jest partią "wyższych standardów" i "chce powiedzieć prawdę".

"A prawda jest taka, że to dzięki determinacji rządu SLD, dzięki osobistemu zaangażowaniu premiera Leszka Millera, Polska weszła na możliwie najkorzystniejszych warunkach do UE. Dzięki tej decyzji Polska otrzymała górę pieniędzy, porównywaną często do planu Marshalla" - zaznaczył Wikiński.

Przekonywał, że to SLD zapewnił Polsce "solidne fundamenty gospodarcze", a rząd Marka Belki wprowadził Polskę na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego.

Dodał, że "za rządów PiS, za rządów premiera Jarosława Kaczyńskiego została rozpoczęta większość inwestycji, większość projektów, które dzisiaj zawłaszcza PO".

"Ale tak naprawdę ojcami sukcesu są polscy przedsiębiorcy i polscy samorządowcy, bo to ich olbrzymim wysiłkiem Polska pięknieje. Dzisiaj PO niczym polityczny Dracula żywi się owocami ciężkiej pracy polskich przedsiębiorców i samorządowców" - przekonywał Wikiński.



Reklama

PO odpowiada, że w swojej kampanii pokazuje "rzeczy, które się zdarzyły dzięki zaangażowaniu członków Platformy na różnym szczeblu, w tym również samorządowców i przedsiębiorców".

Na poparcie swojej tezy SLD podał m.in. przykład zamku Bobolice na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, który - jak napisano na stronie PO - "po ponad 12 latach prac rekonstrukcyjnych sfinansowanych przez rodzinę Laseckich, powrócił do dawnej świetności", a także rewitalizację Parku Dittricha w Żyrardowie, realizowanej w latach 2004-2007. "To, co Platforma zdążyła zrobić przy parku w Żyrardowie, to symbolicznie przeciąć wstęgę" - ocenił Wikiński.

Z kolei PO podkreśla, że ma prawo odwoływać się do przykładu zamku Bobolice, bo senator Jarosław Lasecki jest członkiem PO i kandyduje z list PO do Senatu w jesiennych wyborach. "Jest bardzo dumny z tego, że miał wreszcie możliwość w tej czteroletniej ostatniej kadencji doprowadzić do końca wielkie dzieło swojego życia, jakim jest remont pięknego zamku" - powiedział Jacek Protasiewicz, który koordynuje przygotowania PO do wyborów. Protasiewicz przyznał, że Lasecki był w klubie PiS, z którego wystąpił pod koniec ubiegłej kadencji. "Od 2009 roku jest już członkiem Platformy Obywatelskiej i startuje z naszych list" - zaznaczył polityk PO.

Z kolei Marek Balicki (SLD) mówił m.in. o szpitalu w Grudziądzu (również wyszczególnionym na stronie PO "Polska w budowie)", otwartym, jak powiedział, w 2009 roku. "Sekwencja była taka: wstąpienie do Unii, w 2006 roku decyzja ministra rozwoju regionalnego (Grażyny Gęsickiej z PiS - PAP), żeby na lata 2007-2008 w budżecie przeznaczyć prawie 70 milionów złotych na dokończenie trwającej prawie 30 lat inwestycji (...) Na czym polega zasługa PO? Że nie zmieniła w kilka tygodni po przejęciu władzy w 2007 roku ustawy budżetowej na rok 2008. Mogła to zmienić, wtedy tego szpitala by nie było. Ponieważ nic nie zrobiła w projekcie budżetu przygotowanym przez poprzedni rząd,, mogło nastąpić otwarcie szpitala w 2009 roku" - mówił Balicki.

"To kolejny przykład, że jak są problemy, to Platforma bije się w cudze piersi, a jak coś się uda, to wystawia pierś do orderów" - skomentował Balicki.

"Z przykrością muszę powiedzieć: +Panie pośle Balicki, trochę Pan przesadził w tej czarnej propagandzie i zaciekłości opozycyjnej+" - skomentował Protasiewicz. Jak przyznał, faktem jest, że pierwsze pieniądze na dokończenie tej inwestycji popłynęły po wejściu Polski do UE. "Owszem, źródłem były fundusze europejskie, ale decydentem, aby skierować je do Grudziądza na realizację tej zaniedbanej przez lata inwestycji był marszałek województwa kujawsko-pomorskiego w 2007 roku. To była pierwsza decyzja, która pozwoliła ruszyć tę inwestycję z miejsca" - mówił Protasiewicz.



Protasiewicz zapewniał, że PO nie kwestionuje wkładu minister Gęsickiej, ale - jak dodał - "większą część kwoty, która pozwoliła skończyć tę inwestycję i wyposażyć ją na europejskim poziomie to są decyzje, które zapadły dzięki zaangażowaniu (...) ludzi związanych z Platformą Obywatelską".

"Nie chcemy się ścigać z naszymi poprzednikami, bo prawdą jest, że (...) każdy włożył jakąś cegiełkę, tylko, że my jesteśmy przekonani, że nasza cegiełka po pierwsze jest trochę większa. A po drugie nie zgadzamy się z tą demagogiczną próbą mówienia Polakom, że w ciągu ostatnich czterech lat sprawy w Polsce szły w złym kierunku, bo szły w dobrym" - oświadczył Protasiewicz.

Wikiński zaapelował do samorządowców, aby po przejrzeniu "propagandowej agitki PO" przesłali SLD informację o tym, "jak naprawdę wyglądał przebieg inwestycji".

Wikiński przywołał słowa Tuska, który - odwiedzając w ubiegłym roku tereny powodziowe - mówił, aby "zapamiętać, co kto spieprzył". "To wiekopomne słowa premiera Tuska wtedy, kiedy trzeba było pokazać winnych niedociągnięć, w osobach wójtów, starostów, burmistrzów. (...) Ale kiedy trzeba wystawić pierś do orderów, wtedy samorządowcy są już potrzebni" - zaznaczył polityk SLD.

Dziennikarze pytali polityków Sojuszu, czy i dlaczego lider SLD Grzegorz Napieralski jest mężem stanu. ("Rzeczpospolita" napisała, że w spotach SLD Napieralski będzie prezentowany jako mąż stanu). "Grzegorz Napieralski jest przygotowany do piastowania najwyższych stanowisk, jest pracowitym, uczciwym, kompetentnym człowiekiem, który całe swoje życie oddaje służbie publicznej" - odparł Wikiński.

Na uwagę, że męża stanu definiuje się jako wybitnego polityka, dyplomatę, człowieka uważanego za autorytet, uzależniającego swoje działania od racji stanu, Wikiński odparł: "Taki jest Grzegorz Napieralski".