Chodzi o grudniowy odcinek programu, w którym - cytując "Super Express" - Tomasz Lis "na koszt TVP prowadził prywatną walkę z mediami, a do studia zaprosił swojego adwokata, który pomaga mu wygrać proces o kilkaset tysięcy złotych".
Dziennikarz zaprosił do studia TVP2 mecenasa Macieja Ślusarka i dwoje celebrytów. Temat rozmowy - media naruszające prywatność gwiazd. Uczestnicy programu szybko doszli do wniosku, że sądy są zbyt łagodne dla wydawców gazet. Problem w tym - jak zauważa tabloid - że Tomasz Lis procesuje się właśnie z "Super Expressem" o kilkusettysięczne odszkodowanie, a w programie zabrakło przedstawiciela prasy kolorowej, który mógłby bronić się przed padającymi zarzutami.
To właśnie nie spodowało się Radzie Etyki Mediów, która wystosowała ostre pismo do kierownictwa Telewizji Polskiej. "Temat podjęty przez red. Tomasza Lisa jest niezwykle ważny i mógłby być ciekawym głosem w dyskusji o granicach ingerencji prasy bulwarowej w życie gwiazd. Tymczasem widz został zmanipulowany nieobiektywnym przekazem" - pisze Barbara Markowska z REM.
"Aby zachować zasadę bezstronności, obie strony powinny mieć możliwość wypowiedzi, a tak dyskusja odbyła się bez dania racji jednej ze stron. Tłumaczenie red. Lisa, że nikt nie przyjął zaproszenia do studia, jest niewystarczające, w ten sposób autor narzucił widzom tok myślenia" - argumentuje Markowska i dodaje: "Wydaje się, że autorowi wcalenie zależało na obecności wydawców prasy brukowej".
Rada wytyka także Lisowi fakt przemilczenia przez niego informacji o procesie z dziennikiem.
"Osobną sprawą jest zatajenie przez red. Tomasza Lisa faktu, iż jeden z gości, przedstawiony jako ekspert w sprawie mec. Maciej Ślusarczyk, jest przy okazji jego pełnomocnikiem w wytoczonej sprawie przeciwko gazecie <Super Express>. To podaje w wątpliwość intencje autora programu i rodzi pytanie, czy dobór tematu, gości, a także sposób prowadzenia dyskusji był bezstronny" - cytuje gazeta pismo Rady Etyki Mediów.
Czytaj także: Rada Etyki Mediów potępiła Tomasza Lisa