"Dziennik Gazeta Prawna" publikuje komentarze znanych naukowców i myślicieli, których podzieliły doniesienia o współpracy Ryszarda Kapuścińskiego z SB. Oto opinie dwóch Brytyjczyków - znanego filozofa profesora Rogera Scrutona oraz historyka Normana Daviesa.





Reklama

p



Scruton: to był człowiek, który pracował dla SB

Ryszard Kapuściński jest wśród dziennikarzy brytyjskich nie tylko szanowany, ale wręcz podziwiany. Każdy docenia, jak przenikliwie obserwował świat i jak plastycznie go opisywał. W jego rękach banalna historyjka ożywa, zamienia się w błyskotliwą anegdotę. Miał lekkość pisarską, pewien nihilizm, który zawsze wydaje się przyjemny w lekturze. Ale biografia Artura Domosławskiego zmieni moją ocenę Kapuścińskiego. Wszystko, co ponownie przeczytam, będę traktował z rezerwą. Choć robiłem to już wcześniej, bo wiedziałem, jak działał system komunistyczny. Kiedy pierwszy raz przeczytałem jego książkę o cesarzu Etiopii, od razu zrozumiałem, że ten człowiek pracuje dla służb specjalnych. To było oczywiste. "Cesarz" ukazał się akurat w momencie, kiedy Związek Radziecki chciał przejąć to afrykańskie państwo. Przygotowywał drogę do tzw. rewolucji pułkownika Mengistu Haile Mariama i wszystkich horrorów, które potem oglądaliśmy.

Prawda jest taka, że żyjąc w komunistycznej Polsce, Kapuściński mógł podróżować i wydawać książki tylko w porozumieniu ze służbami specjalnymi. Pytanie, do jakiego stopnia ulegał ich naciskom, czy miały wpływ na jego wizję pisarską? Tego nie wiem. Ale takie związki stawiają pod znakiem zapytania jego wiarygodność. Większość najlepszych polskich pisarzy w tamtym czasie nie miała możliwości swobodnych podróży. Weźmy choćby Konwickiego.

Pojawia się też zarzut konfabulacji. Oczywiście były już przypadki, kiedy pisarze przesadzali w wielu punktach lub nawet po prostu zmyślali. Tak było z "Wyznaniami", gdzie Rousseau po prostu kłamał na swój temat. Ale mimo to w tej książce kryje się ogólna prawda, która ma wielkie znaczenie dla ludzkości. Kapuścińskiego też będę czytał jako literaturę piękną, bo można do "Cesarza" mieć wiele zastrzeżeń, ale to doskonały opis działania mechanizmu władzy. Mówi się też, że Domosławski nadużył zaufania samego Kapuścińskiego i jego żony. Zdrada przyjaźni to problem, autor nie powinien tego robić. Ale cynik powiedziałby: jeśli Kapuściński okłamywał ludzi, sam zasłużył na to, aby zostać okłamanym.

Słyszałem, że część biografii jest poświęcona wątkom obyczajowym, kontaktom z kobietami. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie są bezgranicznie ciekawi informacji o każdego typu celebrytach. A Kapuściński był celebrytą. Uwielbiamy czytać o życiu seksualnym takich osób. Biograf, jeśli nie włączy takich elementów do swojej książki, to nikt jej nie kupi. Współcześnie ludzie nie mogą znieść, że ktoś jest bohaterem. Niezależnie od tego, jak był prawy i godny szacunku, zawsze będzie zainteresowanie książką, która pokaże, że tak naprawdę był on równie zły jak każdy inny. To niemal norma, która ostatnio dotknęła też Winstona Churchilla.

W Polsce w okresie komunistycznym nie było biografii realnych ludzi. Opisywano tylko postacie pomnikowe, mężów stanu. I musiały być zatwierdzone przez partię. Taki Gomułka, który był zwykłym kryminalistą, był przedstawiany jak narodowy bohater. Cieszę się, że powstała uczciwa biografia Kapuścińskiego, ale widzę też zagrożenie. To niesłychanie ważne, aby ludzie nadal mieli szacunek dla prawdziwych bohaterów. Byłoby źle, aby teraz tak samo zostali potraktowani Lech Wałęsa czy Jan Paweł II. Obawiam się, by ktoś tak samo nie próbował ich zniszczyć.













p

Reklama



Davies: każdemu zdarza się mylić fakty


Sprawa Ryszarda Kapuścińskiego to w Wielkiej Brytanii bardzo gorący temat, dziś (czwartek – red.) była czołówką głównego programu informacyjnego BBC. W Polsce najwięcej mówi się o jego rzekomych kłamstwach. Ale u was w ogóle słowo ȁE;kłamstwoȁD; jest nadużywane. Polacy wierzą, że istnieje absolutna prawda i że wszystko, co odchodzi odrobinkę od tego ideału, jest nieprzyzwoite. Mnie nie razi, że u Kapuścińskiego są różne licencje poetyckie. W różnych przypadkach jego pamięć mogła go zawodzić, wiele podróżował przez miesiące. Weźmy taki przykład: Kapuściński twierdzi, że w Jeziorze Wiktoria pojawił się nowy gatunek wielkich ryb po tym, jak siepacze Idy Amina wrzucali do wody ciała swoich ofiar. Okazało się jednak, że tak naprawdę już wcześniej, za czasów kolonialnych, Brytyjczycy wpuścili do jeziora nowy gatunek ryb. Czy z takiej historii mamy wyciągnąć wniosek, że całe dzieło Kapuścińskiego jest nic niewarte, bo on się pomylił co do jakiś ryb? Ja sam, będąc historykiem, czasem mylę fakty. Każdemu to się zdarza. Pytanie czy to pomyłka, czy też z góry wiedział, że pisze nieprawdę. Tego nie wiem. Ale po książce Domosławskiego nie będę myślał źle o Kapuścińskim.


Oczywiście jest też motyw konfabulacji na swój temat. Poznałem Kapuścińskiego, kiedy przeszedł do wydawnictwa Znak w Krakowie, gdzie też publikuję. Był gawędziarzem, lubił siedzieć latem pod parasolem i opowiadać bardzo barwnie. Mój ojciec też miał taki talent. Pamiętam wspominki w domu, kiedy moja siostra ciągle mówiła: tato, przecież nic takiego się nie stało...

Reklama

Sprawa jego współpracy ze służbami specjalnymi wydaje się oczywista, ale go nie kompromituje. Czy jego lewicowe sympatie podważają wiarygodność opisów prawicowych dyktatur? Nie. Każdy pisarz ma ze sobą bagaż krajowych doświadczeń, które może dodać do tego, co tworzy, jeżdżąc po świecie. Trzeba to sprawdzić dokładnie. Dla mnie to cud, że Polak w latach stalinowskich mógł wyjechać, zobaczyć te różne egzotyczne kraje i przywieźć informacje o nich dla swojego zamkniętego narodu. On świadomie używał roli korespondenta aparatu komunistycznego (niezależnych gazet wtedy nie było), aby zobaczyć ten nieznany świat. Zapewne był kuszony, by ubarwiać to, co widział, ale o tym wiemy jeszcze za mało. Bardzo dużo zależy nie od samych słów, tylko od tonu, jakiego pisarz używa. Miałem taki problem ze swoją książką o Powstaniu Warszawskim. Zarzucano mi, że o tę tragedię dla Warszawy oskarżam Armię Krajową. Musiałem tak napisać swoje wątpliwości, żeby mimo krytyki dla tej całej akcji, pokazać też szacunek dla ludzi, którzy walczyli.

Oczywiście jest też zamieszanie o wątek obyczajowy. Kiedy byłem młodszy, takich rzeczy po prostu się nie pisało. Ale dziś wszystko zależy od proporcji. Można opisać romans delikatnie, z szacunkiem dla ludzi, którzy w nim uczestniczyli, albo robić niepotrzebną sensację. Wydaje mi się, że pisarz, który nie miałby takich epizodów w swojej biografii, byłby trochę dziwaczny. I jeśli biograf celowo omija te wątki, które są ważne w życiu pisarza, pachnie to fałszem.