Ta makabryczna zbrodnia wydarzyła się tydzień temu. Maleńka Sandra - jak wynika z zeznań matki, złożonych podczas wizji lokalnej, której fragmenty pokazał program TVN "Uwaga" - chciała wrócić do domu. Miała dość przypatrywania się, jak jej matka pije ze swoim znajomym.

Reklama

Matka twierdzi, że mężczyzna, 67-letni G., nie chciał jej wypuścić ze swojego mieszkania. Dziecko zaczęło głośno płakać. Wtedy kobieta usłyszała, że ma uspokoić małą. Gdy to się nie udało, mężczyna chwycił za pałkę i kilkakrotnie uderzył dziecko.

Wszystko to wydarzyło się na oczach pięcioletniego Kacpra, brata dziewczynki. Gdy chłopiec zobaczył leżącą na podłodze siostrę, próbował ją ratować - chciał otworzyć jej oczy. Zrozpaczony pobiegł po pomoc do sąsiadów.

Gdy ci pojawili się na podwórku G., dziewczynki już w domu nie było. Dlaczego ani mężczyzna, ani matka nie pomogli małej? "Schwytałem ją, nie? Ale patrzę, że się nie rusza. No to wziąłem szmatę, zawinąłem, rzuciłem na dwór" - opisywał bez zająknięcia to, co zrobił z Sandrą, 67-letni znajomy matki dziewczynki.

Reklama

Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem już w piątek. Sekcja zwłok dziecka wykazała jednak, że dziewczynka żyła, kiedy wrzucono ją do studni. I to właśnie dlatego zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem postawiono także matce dziewczynki. Obojgu grozi dożywocie.

Jak wynika z relacji reporterów programu "Uwaga" TVN, tej tragedii można było uniknąć. Wszyscy wokół - sąsiedzi, pomoc społeczna, a nawet sąd rodzinny i kurator sądowy - wiedzieli, co dzieje się w tej rodzinie. Bieda, alkohol, kompletny brak opieki nad trójką małych dzieci były na porządku dziennym. Niestety, nikt się tym nie zainteresował...